Justyna Steczkowska o śmierci klinicznej
Justyna Steczkowska szykuje się obecnie do udziału w Eurowizji, w międzyczasie intensywnie promując swój konkursowy utwór „Gaja” i udzielając licznych wywiadów. W jednym z nich opowiedziała o niełatwym doświadczeniu z przeszłości. Gdy była dzieckiem, spadła z roweru i uderzyła głową o beton. Z jej ucha popłynęła krew, straciła przytomność.
Potem chyba przez tydzień nie było ze mną kontaktu. Rodzice modlili się całymi dniami o mój powrót, bo ja byłam już po drugiej stronie – mówiła wcześniej w „Vivie”.
„Znalazłam się już po drugiej stronie, przeżyłam śmierć kliniczną. Byłam wśród aniołów. Pamiętam, że to było coś dobrego dla mnie i było mi przyjemnie. Wiem, że poza naszą rzeczywistością jest też inna. Śmierć jest tylko zamianą światów” – opisywała zaś przed laty w „Dobrym tygodniu”.
„Czułam, że muszę wracać”
Teraz do tematu wróciła Zuzanna Falzmann. W nowym wywiadzie piosenkarka opowiedziała o tym, co jeszcze pamięta z tamtego wydarzenia. Jak mówi, czuła przede wszystkim wszechogarniającą miłość.
„Takie wrażenie, że znalazłam się w innej przestrzeni. To oczywiste, że tam byłam. To nie był świat realny, do którego przywykłam, namacalny – gdzie jest łóżko, są rodzice, wszystko jest gęste. To była absolutna wolność, absolutne piękno, trudne do wytłumaczenia uczucie miłości, która cię otacza. Spokoju, zrozumienia, empatii” – zaczęła, podkreślając:
Ogarniająca cię miłość jest nie do opisania słowami.
Jednocześnie przyznała, że „nie bardzo chce się wracać z tamtej przestrzeni”. „Mnie z powrotem sprowadzały szepty, prośby moich rodziców albo ludzi, którzy mnie kochali. Coś powodowało, że czułam, że muszę wracać” – wspomina.