Kamil Barnowski i Daniel Dyk: Igor Sypniewski - piłkarz o talencie porównywanym do Szarmacha, Lubańskiego czy do innych legend piłki nożnej - tak pisały gazety.
Igor Sypniewski: Wszyscy zawsze mnie porównywali do Lubańskiego, do Deyny, do najlepszych talentów piłki Polski.
I nagle znikasz.
Były różne perturbacje poza boiskowe.
No właśnie, ale zacznijmy od początku. Pierwszy swój mecz w Pabianicach - 5 goli! Miałeś wtedy 11 lat. To mówi wszystko - po prostu talent, piłka Cię szukała!
Tak było, jeszcze mnie prowadził mój trener, wychowanek Jasia Wilka. Pierwszym mecz i 5 bramek. Później poszedłem oczywiście do szkoły sportowej ŁKS-u i wyszedłem na piłkarskie salony trochę później.
Skoro wspomniałeś o piłkarskich salonach, to podejrzewam, że mówisz o 1998 roku roku - Panathinaikos Ateny. Wtedy głośny mecz z Arsenalem. Który klub wspominasz najlepiej? Jakbyś miał sobie wybrać jeden, gdzie było naprawdę "perfect", to...
Panathinaikos Ateny!
Wtedy chyba pisano o tobie, że jesteś magikiem futbolu, że czarujesz na boiskach.
Każdy z moich kolegów, z którymi grałem mówili: "No nie wierzymy, co Ty masz w nodze".
4 lata w Grecji, 3 kluby w Szwecji, 5 klubów w Polsce. Ale nigdzie nie mogłeś zagrzać miejsca na dłużej. Dlaczego tak się stało - jak patrzysz teraz na to z perspektywy lat?
Jak miałem bardzo ciężką kontuzję złamania ręki. Do tej pory mam nie do końca sprawną rękę lewą. Powiem szczerze - kontrakt miałem do podpisania do Milanu. Ja nie mam do nikogo pretensji! Wylądowałem w Radomsku i później trafiłem do Wisły Kraków. Franek Skóra był trenerem i on tak mnie polubił jako zawodnika. Jeszcze wtedy pamiętam, że Engel się wypowiadał, że mogę jechać na mistrzostwa świata do Korei. Ale wtedy taka trochę depresja mnie dopadła.
Depresja. W Szwecji szczególnie to odczułeś.
Pojechałem do Malmö, do Jonasza Sterna - do legendy szwedzkiej piłki, do mojego przyjaciela. I tam tak naprawdę ludzie zwariowali, że ja tak w piłkę grałem! Pojechałem do Malmö i znowu się ta lekka depresja odezwała. Nie wiemy z czego...
Gdy byłeś na szczycie - było wokół ciebie mnóstwo ludzi! Cały stadion krzyczał twoje nazwisko w Panathinaikosie, kilkadziesiąt tysięcy ludzi! A będąc na tym życiowym zakręcie było dużo osób, które wyciągnęły pomocną dłoń w twoim kierunku?
Prawie wszyscy! Zawsze kibice mnie szanowali. Nawet byłem 5 lat temu w Atenach i tam cały czas wiedzą, że to ja. Jadę sobie czasami w autobusie i kibice biorą ode mnie autografy.
Zastanawiałeś się kiedyś - gdyby nie depresję, gdyby nie te wszystkie zakręty życiowe, gdzie mógłbyś dojść, w jakim klubie grać?
Miałem jechać do Milanu! Miałem naprawdę jechać do Milanu!
Mówisz o depresji. W wielu wywiadach mówiłeś też, że alkohol jest współwinny tego, że to nagle się skończyło. (...) Lubiłeś imprezować niemalże od początku.
No każdy człowiek lubi sobie tam poimprezować. Człowiek był młody - ja też wychowałem się w Łodzi na Bałutach. Wiadomo jakie są Bałuty... Wychowałem się z ludźmi, zawsze ich szanowałem. Lubiłem sobie piwo wypić. Ale zawsze jak byłe w klubie - to zawsze grałe dla klubu!
Jeśli dobrze śledzę, to ostatni raz na boisku - tak na treningu - to byłeś w 2010 roku. Powiedzmy kibicom, gdzie jesteś dzisiaj, jak wygląda teraz swój zwykły dzień?
Jestem tam, gdzie się wychowałem. Siedzę z ludźmi, rozmawiamy. Na co dzień wszyscy mnie tu szanują. Ja szanuję ludzi. Jeżdżę do ŁKS-u - tam zawsze mi pomogą.
ŁKS to twoja największa życiowa miłość, jak patrzysz z perspektywy czasu?
Tak! Tam się wychowałem...
Jest coś, co chciałbyś teraz przekazać wszystkim ludziom, którzy Cię wspierali w tych najtrudniejszych chwilach?
Chcę im podziękować za wszystko - za to, że mi pomogli!