Mandaryna w rozmowie z RMF FM. Nie zgadniecie czym zajmuje się teraz!

Zanim wkroczyła na scenę z utworem „Ev’ry Night”, skakała z dachu, jeździła konno, a nawet podpalano jej plecy i to wszystko „robiła bezkarnie” – wspomina. Później przyszła sława – różowy Hummer z wielką mandarynką na drzwiach, długie blond włosy i charakterystyczna opalenizna. Marta Wiśniewska była wtedy u szczytu kariery – „ludzie myśleli, że jestem zagraniczną gwiazdą”. Jak radzi sobie dziś? Przez wielu zapomniana, odkrywa nieznaną dotąd twarz.
fot. AKPA/Palicki, Warda, Zawada

To nie pierwszy raz, kiedy Marta Wiśniewska wkracza na deski teatru „kocham scenę, zapach zasłon, podłogę. Po prostu to kocham” – mówi w rozmowie z RMF FM. Debiutowała trzy lata temu za sprawą znajomości z Małgorzatą Haduch, do której zgłosiła się na warsztaty improwizacji. „Pierwszy performans zatytułowany oŚĆ, był solo Marty, był po prostu dla niej” – tłumaczy reżyserka.

Skąd się wzięła Mandaryna?

Największy okres popularności Mandaryny przypadł na czas, kiedy była żoną Michała Wiśniewskiego. Wiosną 2003 roku występowała wraz z mężem w programie „Jestem jaki jestem”, nadawanym przez TVN, który miał pokazać „ludzką twarz” kontrowersyjnego artysty. Na potrzeby realizacji nagrała dwie piosenki: „Stand by Your Man” i „Śliczny obcy pan”, to właśnie one skłoniły ją do rozpoczęcia kariery muzycznej.

Prywatnie mama 22-letniego Xaviera i rok młodszej Fabienne. Na komercyjną scenę wkroczyła z coverem piosenki Whitesnake „Here I Go Again”, jednak to „Ev’ry Night” – pierwszy singiel promujący płytę „Mandarynkowy Sen”, stał się największym przebojem wokalistki.

„Skakałam z dachu, jeździłam konno…”

Zanim Mandaryna dała się poznać szerokiej publiczności, długo się do tego przygotowywała. Jej podstawową pasją był i nadal jest taniec, a żeby wejść w nie zawsze przychylny świat show-biznesu, doszkalała się w ekstremalnych warunkach.

Marta Mandaryna Wiśniewska: To było bardzo dawno temu, jeszcze w Łodzi. Skończyłam aktorstwo w Wyższej Szkole Projektowania i Reklamy, ale to było krótko – trzy i pół roku…  Wymyśliłam, że szkoła kaskaderska będzie dobrym dopełnieniem.

Daria Polak: Co tam się działo?

Mandaryna: Działy się różne rzeczy. Skakałam z dachu, jeździłam konno, chodziłam na szermierkę, a nawet podpalaliśmy sobie plecy. Sprawiało mi to bardzo dużą frajdę. Mogłam się bawić we wszystko, o czym marzyłam jako mała dziewczynka i robiłam to bezkarnie. Jeszcze ktoś to przygotował, więc było cudownie.

Od sceny komercyjnej na deski teatru

Debiutancki album studyjny Mandaryna.com podbił nie tylko polski rynek, bo ukazał się również w Niemczech i Austrii. Rok później za sprawą „Here I Go Again” artystka zaistniała w Hiszpanii, Bułgarii i Czechach. Zakres rozpoznawalności wokalistki wystrzelił, kiedy „Mandarynkowy Sen” wkroczył na amerykański rynek. Jednak czasy różowego Hummera, którym Mandaryna podjechała na sopocki festiwal, bezpowrotnie minęły. Choć z sentymentem wspomina tamten okres i nie wyklucza powrotu na wielką scenę, teraz odnajduje się w przekazie na zupełnie inną skalę.

Mandaryna: Mogę czerpać i z jednego, i z drugiego. Mam do powiedzenia coś komercyjnego bardzo głośno, ale mam też do powiedzenia coś równie głośnego, ale o innym zabarwieniu. To podróż po emocjach. Teatr pozwala mi zastanowić się trochę nad sobą, nad tą kruchością, nad ulotnością. To jest świat, z którego chcę czerpać garściami.

Daria Polak: Więc zniknięcie z komercyjnej sceny nie wynikało ze znużenia czy próby odcięcia się od świata show-biznesu?

Mandaryna: Absolutnie nie. Składam się z różnych warstw i cieszy mnie to, że mogę sobie iść różnymi drogami. Kto wie, może kiedyś otworzę jeszcze jakieś inne drzwi. Natomiast do tych zawsze mnie ciągnęło i cieszę się, że mogę to robić. To mnie karmi. Bardzo dobrze czuje się na scenach komercyjnych, gdzie wszyscy krzyczą bardzo głośno i na scenach takich, gdzie jest duże skupienie i zupełnie inna energia.

Aktorstwo, seriale i plany na przyszłość

Daria Polak: Jak to się stało, że Mandaryna znalazła się w teatrze?

Małgorzata Haduch: tak na poważnie zaczęło się w 2021 roku. Zrealizowałam razem z Mandaryną performans zatytułowany „oŚĆ”, który był solo Marty i był dla niej.

Małgorzata Haduch, Marta Wiśniewska, Piotr Werewka, fot. AKPA

Małgorzata Haduch: Pracowałyśmy wtedy przez pół roku, a był to bardzo głęboki proces, który nas połączył i umocnił w przyjaźni. Poznałyśmy, się, odkryłyśmy i przeżyłyśmy go jako dojrzałe kobiety z kompletnie różnych światów artystycznych. Było to dla nas oczywiste, że któregoś razu ponownie spotkamy się na scenie. „15 sekund sławy” jest kontynuacją, tym drugim aktem naszej współpracy. Sięgnęliśmy po absolutnie inne rzeczy, inny język i formę. Chociaż źródło emocjonalne, z którym pracuję, nadal zostało podobne.

Mandaryna: Ja kocham scenę, ja kocham zapach zasłon, podłogę. Po prostu to kocham.

Performance "oŚĆ" Marty Wiśniewskiej, fot. AKPA

W „Na Wspólnej” wcieliła się w postać Kasi Sarneckiej, która była przyczyną wielu rozterek młodego Igora Nowaka (Kuby Wesołowskiego). W pojedynczych odcinkach widzowie mogli zobaczyć ją także w "Pierwszej miłości" i "Kryminalnych".

Daria Polak: Czy Mandaryna ma w planach jakąś produkcję telewizyjną?

Mandaryna: Nie mam zielonego pojęcia, co życie postawi jeszcze na mojej drodze. Jeśli postawi coś, co mnie w środku rozgrzeje, to na pewno po to sięgnę. Szansa jest na wszystko.

„15 sekund sławy”

13 czerwca br. odbyła się premiera performansu artystycznego w nowohuckim teatrze Łaźnia Nowa. Na scenie pojawiło się siedem osób, w tym sześciomiesięczna Sara. „15 sekund sławy” to bezprecedensowe badanie twórcze w reżyserii i choreografii Małgorzaty Haduch, która tym projektem wieńczy 20 lat swojej działalności twórczej w offowym nurcie sztuk scenicznych. Była nagość, dziecko i krzyk. Spektakl „dotyczył czasu oraz natychmiastowości” – tłumaczyła reżyserka.

Małgorzata Haduch: Wszyscy aktorzy są moimi przyjaciółmi. Ludzie, których językiem artystycznym się zachwycam, którzy budzą mój podziw i głęboko poruszają. Wiem, że Marta ma ogromny talent aktorski i minimalizm dobrze jej zrobił.

Daria Polak: W realizacji brało udział dziecko. Nie było obaw przed angażowaniem w sztukę takiego malucha?

Małgorzata Haduch: Tylko dzisiaj.

Mandaryna: Sara odbierała wszystkie nasze emocje, wtedy, kiedy było jakieś napięcie, szczególnie w związku z jej mamą, to ona to czuła, wbrew pozorom cisza ją nudziła. Ona lubi jak się coś dzieje, obserwuje to. Jest po prostu naszym buforem, jak jej się coś podoba, to ona w tym uczestniczy.

 „15 sekund sławy”, fot. Piotr Werewka

Małgorzata Haduch: W procesie prób ona była naszym potencjometrem emocjonalności. Sara odpowiadała na wszystkie emocje swojej mamy. To, w jaki sposób się zachowywała, odzwierciedlało aktualną sytuację.

Co robi teraz?

Choć wkroczyła na deski teatru, nie odeszła zupełnie od śpiewania. Od czasu do czasu gra koncerty, lecz już nie na taką skalę jak dawniej. Z sentymentem wraca do momentu świetności swojej kariery: „to było niesamowite, mnóstwo ludzi myślało, że jestem Niemką, albo inną zagraniczną gwiazdą. Fantastyczne uczucie. To są chwile, które człowiek łapie i kolekcjonuje” – wspomina.

Mandaryna: Teraz również gram sporo koncertów, głównie w klubach. Wspólnie z dziećmi prowadzę szkołę tańca. Jestem nasycona tym, że ludzie tańczą coś, co kocham, czyli hip-hop. Moje dzieci uczestniczą ze mną w życiu tanecznym. Gramy razem koncerty i to jest fajne. Może nagram jakąś piosenkę? Intensywnie o tym myślę, bo też sporo osób na to czeka, co jest dla mnie naprawdę bardzo taką wielką przyjemnością, wielką nagrodą. Czekam na ten moment jeszcze chwilę, ale myślę, że komercyjnie też podziałam.

Marta Wiśniewska, fot. AKPA

Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu do końca!

Czytaj dalej:
Polecamy