Kozioł ofiarny nieudanych mistrzostw Europy?
Reprezentacja Polski zakończyła swój udział w Euro 2020 już w fazie grupowej, zajmując w niej ostatnie miejsce i zdobywając zaledwie jeden punkt. Kibice nauczeni poprzednimi turniejami nie mieli wielkich oczekiwać względem kadry Paulo Sousy, jednak zarówno oni, jak i eksperci byli zgodni, że wyjście z takiej grupy to absolutne minimum. Niestety Polska przegrała już w pierwszym meczu z teoretycznie najsłabszą w grupie Słowacją. Jednym z kluczowych momentów spotkania była 62 minuta, w której Grzegorz Krychowiak otrzymał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić murawę. Zawodnik stał się łatwym celem dla niezadowolonych kibiców, którzy to w nim upatrują głównego winowajcę naszej porażki na tych mistrzostwach Europy.
Edward Krychowiak broni syna
Ojciec Grzegorza Krychowiaka udzielił wywiadu dla portalu "Fakt", w którym publicznie stanął w obronie syna. Edward Krychowiak przyznaje, że każdy kibic ma prawo do własnego zdania, a nawet krytyki, jednak powinien zachować w tym umiar, ponieważ ofiarami hejtu często padają także najbliżsi zawodnika.
Kibic ma prawo do własnego zdania i krytyki. To normalne. Jednak trzeba znać umiar (...) Najgorsze w tym wszystkim jest, że hejterzy chyba nie zdają sobie sprawy, że ich często wulgarne i złośliwe opinie najbardziej uderzają w bliskich zawodnika. Każdy ma rodziny, przyjaciół, żony, dzieci. To my najbardziej przeżywaliśmy, to co po EURO pisało się o Grzegorzu. Do dziś to jeszcze we mnie siedzi i wciąż boli - mówił Edward Krychowiak w rozmowie z "Faktem"
Pan Edward nie zgadza się także z samymi zarzutami wobec Grzegorza. Uważa, że jego syn starał się za wszelką cenę pomóc drużynie i naprawić błędy innych. Twierdzi też, że pomocnik już dawno uodpornił się na hejt, jednak obecna krytyka ze strony kibiców i dziennikarzy jest po prostu nie na miejscu.
To nie fair, kiedy wali się jak w bęben w chłopaka, który wielokrotnie ratował skórę drużynie (...) Pierwszą kartkę zarobił, gdy próbował naprawić błąd Kamila Jóźwiaka, który chwilę wcześniej stracił futbolówkę. A druga, to normalna stykowa sytuacja. Sędzia mógł, ale nie musiał go upomnieć. Syn mógł zapozorować atak, albo się odwrócić, udać, że nie widzi. Ale on już taki jest, że kiedy powstaje zagrożenie dla zespołu, to rusza pierwszy, żeby je zlikwidować. (...) Grzesiek przez lata funkcjonowania w zawodowym futbolu na najwyższym poziomie musiał się uodpornić tak na pochwały kibiców i dziennikarzy, jak i na krytykę - wyjaśnił