Historia Białegostoku. Napad na Jasia i tajemnicza tablica. Czarna Dama pod kinem "Apollo"

Trzeba przyznać, że Białystok potrafi zaskoczyć! Przekonują się o tym zarówno mieszkańcy, jak i turyści zgłębiający pełne tajemnic historie miasta. Kilka z nich przybliży wam Asia Meus z RMF MAXXX.

Garść znanych legend

Jedna z miejskich historii dotyczy wydarzeń rozgrywających się w białostockiej Galerii Białej; właśnie tam –  według opowieści – pewnego razu zaginęło dziecko. Po gorączkowych poszukiwaniach dziewczynka znalazła się w jednej z toalet, a – co ciekawe – miała ona być przebrana za… chłopca! Wszystko wskazywało więc na to, że ktoś chciał ją porwać.


Kolejna zadziwiająca opowieść odnosiła się do nieistniejącej już restauracji przy ulicy Lipowej. Odwiedzająca ją klientka, po zjedzeniu fastfoodowego zamówienia, miała paść ofiarą ostrego zatrucia pokarmowego. Kontrola wykazała, że w jedzeniu, które zamówiła, znalazło się kilka naturalnych, ale niepożądanych dodatków.


Następna historia dotycząca jedzenia była znana nie tylko w Białymstoku, ale też w całej Polsce. Mieszkańcy mieli sobie opowiadać o tajemniczej plamce na dole każdego hamburgera, która miała być śladem po wstrzyknięciu do bułki środków przeciwwymiotnych.


W czasach PRL-u z kolei w jednym z kiosków pewna pani miała przebijać przeznaczone do sprzedaży prezerwatywy szpilką po to, by były wadliwe.

Opowieść o Jasiu i tajemniczej tablicy

Na ścianie VI Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku znajduje się tablica, pod którą zawsze są kwiaty i palą się znicze. O okolicznościach jej powstania wiadomo niewiele; pewne jest jedynie, że osoba, którą upamiętnia, miała na imię Jan, a świadczą o tym wypisane słowa:

„Jasiu, odeszłeś za wcześnie. Pamiętamy o Tobie. Przyjaciele”

Brak jednak daty, nazwiska oraz informacji o tym, co stało się ze wspomnianym Jasiem. Według pierwszej wersji legendy był on uczniem tego liceum, a konkretniej maturzystą. W drodze do szkoły miał zostać napadnięty i umrzeć w wyniku poniesionych obrażeń. Samą tablicę mieli umieścić koledzy z klasy, ale dyrekcja szkoły nie pamięta żadnego pobitego tam maturzysty i nie ma też o nim żadnej oficjalnej wzmianki.


Druga wersja tej legendy mówi o pijackich porachunkach, a jej bohaterem wcale nie był licealista; głównie ze względu na charakterystyczny błąd na tablicy. Gdyby bowiem zamieścili ją uczniowie liceum ogólnokształcącego, użyliby raczej poprawnej formy, czyli „odszedłeś”. Podejrzenie padło więc na wspomniane już starcie, a ofiara miała zostać pobita wzdłuż ulicy Sienkiewicza i umrzeć w miejscu, w którym wisi tablica. To zdarzenie miało mieć miejsce pod osłoną nocy.


Kolejna wersja tej samej legendy mówi o pobitym pięćdziesięciolatku – mieszkańcu bloku znajdującego się obok liceum, który zginął skopany przez dzieci z tzw. dobrze sytuowanych rodzin, kiedy wyszedł do sklepu po mleko. Tablicę i krzyż ufundowali przyjaciele z bloku i to oni też tam zapalają znicze. Według tej wersji legendy napastnicy mieli zostać złapani, jednak nie wiadomo, jak dalej potoczyły się ich losy.


Ostatnia już wersja tej samej legendy mówi o Jasiu, który faktycznie poszedł po zakupy i właśnie ją potwierdzają panie portierki z VI Liceum, chociaż żadna nie wie nic na pewno. Chłopak nie miał być uczniem liceum, tylko mieszkać niedaleko. Na początku lat 90., kiedy miał kilkanaście lat, mama wieczorem wysłała go po zakupy. Wtedy ktoś go ciężko pobił pod murami szkoły, a niedługo potem Jasio zmarł w szpitalu. Co tak naprawdę się wydarzyło? Kim był Jasio i w jaki sposób zginął? Dlaczego ktoś postawił tę tablicę i ciągle o niej pamięta? Tego niestety nie wiadomo. Cała reszta to miejska legenda.

Czarna Dama i kino „Apollo”

Według jednej z legend, w latach 20. XX wieku w Białymstoku miała pojawić się Czarna Dama z ciemną maską na twarzy, która pokazywała się w okolicach kina „Apollo”. Tam wybierała sobie młodzieńców przychodzących na wieczorne seanse. Było ich całkiem sporo, gdyż w tamtym czasie wyświetlano wielki dramat modernistyczny w sześciu aktach: „Czego pragniesz, kobieto: władzy, bogactwa, sławy czy miłości?”. Film ten cieszył się sporym zainteresowaniem młodzieńców głównie ze względu na zawarte w nim sceny. Gdy więc widzowie zmierzali na seans, Czarna Dama wyłaniała się zza filara kina i prosiła ich o przysługę. Mówiła, że jest sama i że musi się dotrzeć na Dworzec Poleski, a – jako piękna i młoda kobieta – boi się iść nocą przez miasto, więc potrzebuje opieki silnego dżentelmena. Mężczyźni szli z Damą na „dworzec”, a potem miały dziać się różne rzeczy. Według legend Czarna Dama zabijała adoratorów lekkim dotknięciem ręki, a kobietom wypalała swoją dłoń na twarzy.

Takie historie krążyły po mieście aż do chwili, kiedy znalazł się ktoś odważny, kto chciał sprawdzić, ile w tym jest prawdy. Wybrał się więc wieczorem pod kino „Apollo”, a kiedy Czarna Dama poprosiła o pomoc, mężczyzna – zamiast okazać się prawdziwym dżentelmenem – wezwał policję. Mundurowi wysłuchali historii i zaprosili panią na komisariat. Czarna Dama, która prawdopodobnie była szlachcianką, nie wyobrażała jednak sobie takiego spaceru po nocy, więc policjant był zmuszony wezwać dorożkę. Na komendzie wszelkie dobre maniery zostały jednak zapomniane; kazano hrabinie zdjąć maskę i się wylegitymować. Przesłuchanie wykazało, że pani nazywała się: Aleksandra Janina, miała 38 lat i kiedyś faktycznie, będąc jeszcze młodą kobietą, rzucała urok tylko swoim spojrzeniem, przyprawiając o bezsenność wszystkich miejscowych chłopaków. Potem porzuciła dom rodzinny i zaczęła szukać szczęścia w tzw. wielkim świecie. Bywała m.in. w: Warszawie, Wilnie oraz w Białymstoku. Podczas przesłuchania z rozrzewnieniem w głosie wspominała czas, kiedy była piękna i młoda. Przyznała również, że ostatnimi laty rzeczywiście uciekła się do takiego fortelu, wykorzystując zaangażowanie mężczyzn. Oczywiście nie było mowy o wypalaniu dłoni na twarzy kobiet czy zabijaniu śmiałków, którzy chcieli jej pomóc.

W okolicy: Pałac Branickich

fot.Shutterstock

Sprawdź historię Pałacu Branickich >>

Znasz ciekawą historię?
Napisz – bajecznapolska@rmf.fm

Zobacz także