„Cudowne lata” to polska adaptacja włoskiego formatu „Boomerissima”, łączącego elementy teleturnieju, widowiska tanecznego, muzycznego i talk-show. W każdym odcinku dwie drużyny – „milenialsów” i „boomerów” – rywalizują ze sobą w sześciu rundach, prezentując swoje ulubione przeboje z młodości i wracając pamięcią do głośnych wydarzeń sprzed lat.
Nowa propozycja TVP2 z Kurdej-Szatan nie zachwyciła widzów
Telewizyjna Dwójka 1 grudnia zakończyła emisję swojego najnowszego programu „Cudowne lata”, który na antenie z premierowym odcinkiem wystartował 8 września. W roli prowadzącej show, sprawdzić mogła się Barbara Kurdej-Szatan, która do TVP wróciła po przerwie będącej pokłosiem emocjonalnego wpisu na temat Straży Granicznej. Jak się okazało, show nie zdołało przyciągnąć przed ekrany tak wielu widzów, jak oczekiwano.
Oglądalność programu „Cudowne lata”. Gorzej niż „Tak to leciało”
Początkowe odcinki „Cudownych lat” mogły się pochwalić oglądalnością na poziomie 601 tys. widzów, co w porównaniu z innymi programami tego typu jest wynikiem przyzwoitym. Jednak z każdym kolejnym odcinkiem liczba ta spadała, osiągając w trzecim epizodzie jedynie 470 tys. oglądających. To znacząco mniej niż średnia oglądalność poprzedniego formatu „Tak to leciało”, który w zeszłym roku przyciągał przed ekrany średnio 837 tys. widzów. Mimo trudnego startu i konkurencji, eksperci i media branżowe nie skreśliły jeszcze nowości.
Jak donosi portal Wirtualne Media, po wyemitowaniu wszystkich odcinków, średnia oglądalność programu wyniosła 599 tys. widzów, co dało TVP2 udział w rynku na poziomie 6,51% w grupie ogólnej oraz 4,30% wśród widzów w przedziale wiekowym 16-59. Największą popularnością cieszył się 11. odcinek, który zgromadził przed ekranami 712 tys. widzów, podczas gdy najmniej oglądalne było trzecie wydanie programu.
„Cudowne lata” zakończyły się z mniejszą widownią niż poprzednik „Tak to leciało!”, przyciągając do stacji o 286 tys. widzów mniej. Czy to oznacza, że polska publiczność nie jest jeszcze gotowa na tego typu rozrywkę, czy może problem tkwi w czymś innym?