Mówi o sobie „ex-modelka”
Aktualnie mówi o sobie „ex-modelka”. Dlaczego? Sama przyznaje, że by użyć wobec siebie tego określenia, musiała przebyć długą drogę. „Obraziłam się na modeling” – mówiła w rozmowie przeprowadzonej na kanale Grube Historie. Sandra Milwiw-Baron miała 13 lat, kiedy zaczęła pracę w charakterze modelki. Od tamtej pory narażona była na ocenę innych. Przyznaje, że dopóki komentarze dotyczące jej wyglądu były pochlebne, jej samoocena rosła. Jednak wszystko zmieniło się kiedy podczas jednej z sesji klient nie był z niej zadowolony. Do dziś pamięta uwagi dotyczące „za dużych” wymiarów.
Problemy zdrowotne Sandry Milwiw-Baron
Sandra zachorowała na PCOS, przez co przytyła 17 kg, wtedy się zaczęło. Podczas sesji zdjęciowej w Meksyku, gdzie wyjechała na pięć dni, została zwolniona jeszcze na planie, co na tamten moment ją załamało. Jeszcze nie wiedziała, co stoi za nagłym wzrostem wagi. Okazało się, że dodatkowe kilogramy były wynikiem syndromu policystycznych jajników. Wraz ze zmianą wyglądu zaczęło jej przybywać negatywnych komentarzy. Hejt, z jakim musiała się zmierzyć, tylko utwierdził ją w przekonaniu, że działalność w modelingu nie jest warta kosztów psychicznych, które ponosi.
Kiedy dowiedziałam się, co mi jest, byłam zła na świat – na te wszystkie osoby, które mnie oceniły.
„Jak już powiedziałam, że choruje, nagle wszyscy zaczęli mnie przepraszać” – mówiła, ale ona nie chciała mieć już z tą branżą nic wspólnego, co skłoniło ją do powrotu ze Stanów Zjednoczonych do Polski.
„Wycieńczyłam organizm”
W świecie, gdzie wygląd często jest na pierwszym miejscu, łatwo jest przekroczyć granicę zdrowego rozsądku. Próby szybkiego pozbycia się nadprogramowych kilogramów poprzez intensywne ćwiczenia i niezmienione nawyki żywieniowe, w przypadku PCOS, okazały się działaniem na niekorzyść. Kiedy już była w pełni świadoma swoich problemów i nauczyła się odpowiednich działań – po roku udało jej się wrócić do sylwetki sprzed choroby.
W tym przypadku mniej znaczy lepiej – tłumaczy.
Sandra od 17. roku życia stale uczęszcza na terapię, o czym zresztą mówi otwarcie. Do terapeuty trafiła po sytuacji, w której zdała sobie sprawę, że jej relacja z żywieniem i podejściem do ciała jest nie w porządku. Będąc na planie sesji zdjęciowej zemdlała, jak się później okazało — z wycieńczenia:
Za mało piłam, za mało jadłam. Wycieńczyłam organizm. Tak bardzo zależało mi na tym, by być szczupła… Jadłam pół grejpfruta na śniadanie, liczyłam kalorie. To było chore – wspomina.
Droga do zdrowia nie była łatwa. Obecnie terapię traktuje jako formę profilaktyki.
- Aleksandra Grysz przekazała wieści o ślubie z Tomaszem Tylickim. Na dniach zostaną rodzicami
- Ciężarna Aleksandra Grysz ogłosiła oficjalnie. „Dziękuję za wszystkie gratulacje”
- Macierzyństwo nie takie kolorowe. Sandra Milwiw-Baron o roli matki: „najcięższa i najbardziej męcząca”
- Wywalczyła brązowy medal, a miała nie jechać na igrzyska. Kim jest Aleksandra Jarecka?