Katarzyna Grochola o kłótniach z córką
Katarzyna Grochola i Dorota Szelągowska nigdy nie ukrywały, że ich relacje dawniej były bardzo burzliwe. Choć dziś matkę i córkę łączy niezwykle silna więź, w przeszłości zdarzało im się spierać i kłócić. O jednej z takich historii, która zakończyła sie wizytą w szpitalu, opowiedziały razem w nowej rozmowie z „Vivą”. Przytoczyły ją w nawiązaniu do jednego z wcześniejszych wywiadów, kiedy Grochola mówiła, że „kiedyś rzucały w siebie patelniami”. Do wszystkiego doszło w wigilię Bożego Narodzenia.
Wtedy mama kazała mi sprzątać, a ja nie miałam akurat ochoty. Zamknęłam się w pokoju, a ona postanowiła dostać się do środka, wybijając ręką szybę. Chyba potrzebowałyśmy mocnych wrażeń – wspomina Szelągowska.
Opowieść postanowiła rozwinąć sama Grochola, bo – jak stwierdziła – „tę historię należy opowiedzieć bliznami”. Pisarka przyznała, po wigilijnej utarczce musiała odwiedzić lekarza. Gdy od niego wróciła, a emocje zdążyły opaść, czekała na nią niespodzianka.
Ty mówisz ogólnikami, a tę historię należy opowiedzieć bliznami (śmiech). Gdy rozwaliłam sobie rękę, zadzwoniłam po sąsiada. Przyszedł (…) i założył mi opatrunek. Gdy wróciłam ze szpitala, całe mieszkanie aż lśniło, bo moja córka postanowiła zatrzeć złe wrażenie. Upiekła nawet sernik – zdradziła Grochola.
„Czasem dziecko potrzebuje wstrząsu”
Obie mówią dziś zgodnie, że ich relacja musiała dojrzeć, co zaś nie wydarzyłoby się bez terapii. Wcześniejsze konflikty Szelągowska oceniła w „Vivie” jako „wynik tego, co wydarzyło się w przeszłości”.
Czasem dziecko potrzebuje wstrząsu, gdy granica przesuwa się zbyt daleko. Mama i ja raniłyśmy się mocno słowami. Dopiero teraz, gdy obserwuję naszą relację, widzę, że wtedy była w takim momencie życia, w takich emocjach i w depresji – tylko wtedy nie nazywało się tego po imieniu – że nie umiała inaczej. I na tamtą chwilę była najlepszą matką, jaką mogła być – podsumowała projektantka wnętrz.
Sama byłam poranionym dzieckiem, więc sytuacje, w których byłam raniona przez własną córkę, sprawiały, że występowałam z pozycji tego dziecka, które było poturbowane, a nie matki. Zdałam sobie z tego sprawę dużo później – dodała zaś Grochola.