"Oszust z Tindera" wstrząsnął światem
Od kilku dni sporo się mówi o dokumencie Netflixa pt. "Oszust z Tindera". Odsłonił on kulisy działalności Shimona Hayuta, który podając się za Simona Levieva – potentata diamentów – zapraszał niczego nieświadome kobiety do swojego "luksusowego życia". Szybko wychodziło na jaw, że jedynym celem Izraelczyka było wyłudzenie pieniędzy od partnerek pod pretekstem ucieczki przed wrogami. W ten sposób udało mu się wyłudzić 10 milionów dolarów. Do dziś mężczyzna nie poniósł konsekwencji, a poszkodowane dalej spłacają pożyczki, które zaciągnęły, aby go wesprzeć.
Jak działał Shimon Hayut?
W internetowym Radiu RMF24 porozmawialiśmy z Julitą Czernecką, adiunktem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Ekspertka w rozmowie z Olą Filipek "wyraziła uznanie" dla Hayuta, który w czasach, gdzie sporo mówi się o niebezpieczeństwach w sieci, potrafił dokonać tak nikczemnego oszustwa.
Mechanizm polegał na tym, że ten pan na początku wzbudzał zaufanie u poznanych kobiet poprzez atrakcyjność fizyczną, był dobrze ubrany. Nie był nachalny i mówił w zasadzie wszystko to, co – my kobiety – chcemy od mężczyzny usłyszeć. To jest właśnie od razu dopamina, patrzenie w oczy i nawiązywanie takiej bliskiej relacji. Jedna z tych pań mówiła, że po raz pierwszy czuła, że została wysłuchana przez mężczyznę. Mam wrażenie, że to coś, za czym my bardzo tęsknimy. Pandemia przyczyniła się do tego, że coraz bardziej tęsknimy za czymś w stylu "zobacz mnie" – wyjaśnia metody Levieva.
Do czego używamy Tindera w Polsce? Odpowiedź zaskakuje
Choć mogłoby się wydawać, że Tindera używa się jedynie w celach krótkotrwałych znajomości, to w Polsce mamy na ten temat zupełnie inne przeświadczenie. Większość Polaków twierdzi, że korzystając z tej aplikacji naprawdę można poznać drugą połówkę.
Myślę, że w ogóle Tinder w Polsce ma trochę inne założenia niż w innych krajach. My go traktujemy bardziej romantycznie. W ogóle – my Polacy – według takich badań, które prowadziłam z innym portalem randkowym, jesteśmy wielkimi romantykami. Jesteśmy osobami, które wierzą miłość. Może nie "do grobowej deski", ale w stabilną i dobrą, która wytrzyma i przeniesie góry. Prawie 94% osób (z próby reprezentatywnej – red.) mówi, niezależnie od wieku i swoich przeżyć, że taka miłość jest możliwa – mówi ekspertka.
Jednak korzystanie z portalu w celach spędzenia jednorazowej przygody wcale nie jest czymś, czego nie spotkamy na Tinderze. Wręcz przeciwnie:
Tinder oczywiście też służy u nas w celach "konsumpcyjnych", np. "carpe diem" lub przy jednonocnych przygodach, ale on nie jest na tym aż tak skupiony. Polacy szukają tam raczej drugiej połówki, czasem przyjacielskiej relacji, żeby po prostu sobie pogadać. Tinder nie jest u nas tak jak głównie w krajach anglosaskich, "konsumpcyjnym" skokiem do łóżka. Tam przeważnie Tinder kojarzony jest właśnie z pójściem do łóżka i taką fizyczną przyjemnością. Natomiast u nas bardziej patrzymy na to randkowo – dodaje.
Na co musimy uważać przy umawianiu się przez Internet?
Randkowanie w Internecie wiąże się z pewnym ryzykiem. Jest kilka rzeczy, na które musimy uważać. Warto zwrócić uwagę na kwestię zaufania. Nie powinniśmy obdarzać zbyt dużym zaufaniem osób, których nie poznaliśmy osobiście lub znany je bardzo krótko.
My bardzo mocno czujemy np. niekończące się pisanie i nieprzechodzenie do spotkania. Niektórzy zakochują się w osobach wirtualne. Naprawdę stwierdzono takie zakochanie i wzbudzenie, a w zasadzie wzburzenie emocjonalne. Potrafimy zbudować sobie taki obraz, zupełnie idealny, osoby, która poznaliśmy. A to jest wyobrażenie, bo na ogół nie znamy ani zapachu, ani niczego innego. Czasami też nie rozmawiamy, więc nie znamy głosu, ani czegoś innego, co przyciąga nas do siebie. Nie wiemy też, jaka jest mowa ciała i nie czujemy pocałunku. Jest jeszcze dużo takich rzeczy, np. sposób mówienia o sobie czy zadawania pytań – powiedziała Julita Czernecka.
Jakiś czas temu pisaliśmy o catfishingu. To zjawisko, które polega na podszywaniu się pod inną osobę i skrupulatnym oszukiwaniu swojej ofiary. Osoba, która dokonuje czegoś takiego, zawsze unika spotkania. Pewna Brytyjka dała się niestety zmanipulować do tego stopnia, że przez 10 lat żyła w kłamstwie:
Jest jednak coś, co automatycznie staje się dla nas "czerwoną flagą". To w szczególności jest dla nas dużym ostrzeżeniem:
Jedną wielką czerwoną flagą jest to, jak my szybko wpadamy w zadurzenie, zakochanie. To powinno być dla nas takie uprzedzenie, żeby zatrzymać się i zastanowić. Bo wtedy możemy robić nieracjonalne rzeczy, co nie znaczy, że tak jest zawsze. Z drugiej strony znam jednak pary, które poszły ze sobą na pierwszej randce do łóżka i nagle zrobiła się z tego miłość "do grobowej deski". Ale to są też związki, które dziś mają 15-letni staż. Nie ma tu reguły, ale pewne zależności jednak są – wyjaśnia ekspertka.
Nie powinniśmy wytwarzać sobie też zbyt pozytywnego obrazu osoby, z którą się umawiamy, bo to często potrafi uśpić naszą czujność:
Jest też tzw. efekt aureoli, gdy ktoś wzbudza nas zaufanie. Jest właśnie też dla nas atrakcyjny, a to bardzo szerokie spektrum. My sobie czasami kreujemy rzeczywistość na podstawie naszych przekonań o drugiej osobie. Może to, co powiem, będzie za mocne, ale to jest nasza odpowiedzialność za to, że bierzemy te kredyty i dajemy pieniądze obcej osobie. Albo zakochujemy się w osobie, która nie jest dla nas dobra, ale uczucie tworzymy według tzw. haczyków emocjonalnych. Czyli według naszych deficytów i deficytów drugiej osoby – dodaje.
Nowa internetowa stacja informacyjna tworzona przez zespół faktów RMF FM. Rzeczowo i konkretnie o tym, co najważniejsze! Informujemy i komentujemy na bieżąco!
KLIKNIJ TUTAJ I WŁĄCZ RADIO RMF24 JUŻ TERAZ!
Źródło: Radio RMF24