Wyautowani - witajcie po mrocznej stronie kariery!
Do 24.00 w RMF FM!
Dawid Janczyk zapowiadał się jako wielki talent. Były reprezentant Polski i zawodnik takich klubów, jak Legia Warszawa, CSKA Moskwa, KSC Lokeren czy Germinal Beerschot już w wieku 17 lat jako napastnik Sandecji wyjechał na dwutygodniowe testy do Chelsea, gdzie poznał wybitnych ludzi piłki. Niestety - co takie się stało, że Janczyk nie odniósł sukcesu? O tym opowiedział Kamilowi Barnowskiemu i Danielowi Dykowi w wyjątkowym programie "Wyautowani - witajcie po mrocznej stronie kariery!"
"Wiedziałem, że idę po równi pochyłej"
Kamil Barnowski i Daniel Dyk: Chcemy opowiedzieć Wam o dwóch stronach sportowego medalu. Z jednej strony u piłkarzy pełne stadiony, uwielbienie kibiców, wielkie pieniądze. A z drugiej strony samotność. Nie wiem, czy dobrze to nazwałem...
Dawid Janczyk: Myślę, że bardzo dobrze - bo rzeczywiście tak było. Szybka kariera, pojawiły się dobre pieniądze, fajne granie, reprezentacja Polski.
Rozpocznijmy od roku 2007. Jesteś piłkarzem Legii Warszawa, trwają mistrzostwa świata U20 - ty strzelasz 3 bramki i jesteś gwiazdą turnieju. To wtedy osiągnąłeś ten piłkarski szczyt?
Myślę, że tak. To było takie apogeum moich możliwości. Czułem się bardzo dobrze pod względem psychicznym i fizycznym tej drużynie i dlatego to musiało zaskoczyć. Ja byłem bardzo pewny siebie na tych mistrzostwach. Wiedziałem, że to są mistrzostwa, które mogą mi otworzyć furtkę do tak naprawdę grania na klasie europejskiej.
Potem transfer do CSKA Moskwa i wielkie pieniądze dla Legii. I oczywiście też dla ciebie.
Tak, poszedłem do CESK. Tak naprawdę jako gwiazda, bo byłem wybrany do czwórki najlepszych piłkarzy świata! To zaowocowało transferem i zainteresowaniem - nie tylko CSKA ale prawie pół Europy.
Nie wiem, czy w takim razie znowu dobrze interpretujemy, ale czy tam przypadkiem ta twoja wielka kariera się nie zatrzymała?
Myślę, że tak. Zarabiałem duże pieniądze jak na ten moment, ale głównie jednak ławka rezerwowych. Tak, masz rację. W tamtym momencie ta moja kariera się zatrzymała.
Jako dwudziestolatek z dnia na dzień niemalże stałeś się milionerem. Co można zrobić takimi dużymi pieniędzmi?
Tak jak opisywałem w książce - po prostu bardzo mocno przestałem kontrolować swoje życie. Jeśli można tak delikatnie powiedzieć. Zacząłem się po prostu bawić. Mam na myśli dyskoteki, wyloty na wycieczki - nie tylko samemu, ale też wiadomo z kolegami. To spowodowało, że te pieniądze się roztrwaniały. Bardzo łatwo się wydawało, bo zawsze się myślało: przecież i tak będziesz je znowu miał. Za miesiąc znowu będzie się je miało, więc co to jest na przykład wylecieć z Moskwy do Paryża czy z Moskwy do Londynu na imprezę - tam i z powrotem.
A tak z perspektywy czasu, to jaka była największa głupota, na którą wydałeś te pieniądze?
Wiesz co, ciężko jest powiedzieć. Czy głupotą jest to, że się mieszka w hotelu miesiąc czasu? Czy wydawanie pieniędzy na jakąś kosztowną biżuterię dla jakiejś przypadkowej osoby? To wszystko było tak naprawdę głupotą. Z perspektywy czasu, patrząc na to wszystko - nie zrobiłbym tego drugi raz. Dopiero później, po paru latach dopiero się przekonałem, że uderzyła mi woda sodowa do głowy. Stałem się człowiekiem spontanicznym - żyjącym spontanicznie. Wiedziałem, że pieniądz mam - że on jest i będzie. A nie spodziewałem się, że koleje losu tak mnie potoczą, że będę w tym miejscu, w którym teraz jestem. Ale nie jest tak źle, bo staram się odbić od dna.
Musze to powiedzieć wprost - pojawia się alkohol. Nie wiem, czy to prawda, ale podobno pierwszy raz się upiłeś, gdy z Legią zostałeś mistrzem Polski. Czyli później, niż przeciętny chłopak w Polsce.
Tak, ja upiłem się po mistrzostwie z Legią - 2006 rok. To był taki czas, w którym po prostu można było to zrobić, pofolgować sobie. Ja do tamtej pory zawsze byłem profesjonalistą - tego też nie zmieniłem, bo w późniejszym okresie też starałem się trzymać fason.
Od tego świętowania z Legią minęło już sporo czasu. Kiedy zdałeś sobie sprawę, że masz poważny problem z alkoholem?
Poprzez te kilka lat myślałem, że potrafię to wszystko kontrolować. Tu jestem w klubie, tu wyjeżdżam do Moskwy, tu do Belgii na 2 lata, później Korona Kielce. Tak naprawdę to myślę, że w 2013 roku nie byłem jeszcze tak do końca tego świadomy. Ale już wiedziałem, że coś jest ze mną nie tak jak zacząłem trafiać na odwyki i detoksy - to już wiedziałem, że idę po równi pochyłej.
A pamiętasz, ile razy próbowała rzucić picie?
Pamiętam, że w 2014 roku trafiłem do Gliwic. Tam zrobiłem pierwszą wszywkę i rok czasu nie piłem. Urodziłam się wtedy moja córeczka Walentinka i wszystko się układało bardzo dobrze.
Ten program nazywa się "Wyoutowani". Ty pamiętasz moment, kiedy sam poczułeś się taki wyoutowany - nie tylko ze sportu, ale po prostu życia?
Myślę, że to był właśnie ten rok 2015, kiedy odszedłem z Gliwic. To sportowo, a życiowo to 2 lata temu.
Gdy pojawia się choroba alkoholowa to szybko kończą się pieniądze. Ty mówiłeś, że miałeś ich górę. Co musiałeś sprzedać, żeby móc pić? Bo rozumiem, że przychodzi taki moment, że nic się wtedy nie liczy, tak?
To nie jest tak do końca, że ja wynosiłem rzeczy z domu, że sprzedawałem na wódkę i przepijałem to. Przecież musiałem coś jeść, płacić rachunki. Te rzeczy, które tam kiedyś kupiłem, no to tak - czasami było tak źle, że trzeba było coś sprzedać. Rodzice już nie dawali rady, bo też opłacali mi mieszkanie kilka lat - 2 lata tak naprawdę. I trzeba było podjąć jakieś drastyczne kroki. Nikomu się to nie podobało - mi też nie, żonie też się to nie podobało. Wszyscy źle na to patrzyli - nawet sprzedawcy w lombardach nie chcieli, ale nie mieli wyjścia.
Co oceniasz jako największy sukces swojej sportowej karierze - to mistrzostwo Legią?
Myślę, że takich momentów było dużo, ale zawsze sentymentalnie będę powtarzał, że debiut z Legią, pierwsza bramka w Legii, mistrz Polski z Legią. To był takie momenty, o których się po prostu nie zapomina.
A co dziś w roku 2021 jest dla ciebie sukcesem?
Na dzień dzisiejszy ciężka praca, którą wykonuję w nowym miejscu. Po pracy mam treningi z dziećmi, później swoje treningi, w soboty mecze. Ja wiem, że teraz jestem na etapie takiego powrotu - chęci powrotu, bo chce się odbudować fizycznie i zakończyć karierę z przytupem. Gram w Piotrówce, to jest liga okręgowa - ale bardziej tu chodzi o treningi niż samą grę.
Wierzymy, bo to słychać, że powrót do zawodowego sportu jest możliwy. Ale wróćmy do twojej książki - to była niezwykle odważna historia "Moja spowiedź". Zysk z niej przeznaczyłeś na swoją rodzinę - na dzieci. Ale to nie jest główny powód jej napisania.
Głównym powodem było wyrzucenie z siebie wszystkiego. Myślałem, że po tym jak wyrzucę z siebie wszystko, to będzie mi łatwiej przestać pić.
To będzie taki punkt, z którego się odbijam i idę do przodu tak? Zakręt, który mijam i jest prosta.
Tak myślałem, że tak to będzie wyglądał. Nie do końca się tak stało, ale cieszę się, ponieważ spotkałem się z setkami pozytywnych komentarzy, ale też telefonów - niektóre aż mnie szokowały, bo ludzie wypisywali takie rzeczy... Niektórzy, że chcieli popełnić samobójstwo, a książka ich od tego odwlekała. To jakoś też dawało mi w późniejszym okresie dalszego kopa do dalszej walki.
Wielki Piątek to jest myślę dobry czas na spowiedź. Kogo być prosił o przebaczenie przede wszystkim? Siebie?
Nie. Mam sobie co wybaczyć i chciałbym sobie wybaczyć wszystkie te złe chwile, ale przede wszystkim chciałbym, żeby wybaczyła mi rodzina.
Słucha nas pewnie teraz wiele osób, które były w podobnej sytuacji, albo są nadal. Co chciałbyś im powiedzieć - jak rozpocząć tę walkę o siebie?
Trzeba przede wszystkim wierzyć! Wiara, nadzieja i miłością - obojętnie w co i w kogo, bo to to pomaga. I uważam też, że to nie jest prawdą, że odtrącenie jest w stanie alkoholikowi pomóc. Alkoholik też potrzebuje mieć wsparcie - i takie fizyczne i duchowe. Znaleźć sobie jakiś punkt odniesienia - tak jak ja znalazłem. Ja jestem bardzo wierzący, więc znalazłem w sobie Boga i do niego po prostu się zwraca.