Oprawca Fijo skazany na 1,5 roku więzienia
Sąd rejonowy w Toruniu skazał Bartosza D. na 1 rok i 6 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. 30-latek musi też wpłacić 28 tysięcy złotych na konto Fundacji dla Szczeniąt Judyta. Większość, bo aż 25 tysięcy to koszty leczenia skatowanego psa. Oprócz tego mężczyzna ma 10-letni zakaz posiadania zwierząt. Wyrok nie jest prawomocny. Fundacja dla Szczeniąt Judyta nie wyklucza, że będzie się od niego odwoływać.
„Rozważamy możliwość odwołania się od wyroku. Z jednej strony czujemy się zwiedzeni, z drugiej mimo wszystko cieszymy się, że człowieka który okaleczył, ale nie zabił psa, skazano na więzienie. Dotychczas takie wyroki orzekano tylko, gdy ofiara została pozbawiona życia. Nic nie zwróci Fijo sprawności. Jednak fakt, że sprawca jego cierpienia nie pozostał bezkarny pozwala wierzyć, że jednak coś się zmienia.”
- czytamy w oświadczeniu Fundacji dla Szczeniąt Judyta na Facebooku.
Przypomnijmy, oskarżyciele chcieli maksymalnego wymiaru kary, czyli trzech lat więzienia – obecnie jest to 5 lat więzienia, ale do przestępstwa doszło przed nowelizacją prawa.
Mocne słowa w mowie końcowej
Podczas procesu Bartosz D. tłumaczył, że przypadkowo przewrócił się na psa, gdy był pijany. Sąd nie miał jednak wątpliwości co do winy mężczyzny. W mowach końcowych, które miały miejsce we wtorek 19 marca Gabriela Kieres-Rynkowska z Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód podkreśliła, że Bartosz D. znęcał się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Przypomnijmy, Fijo miał wybite zęby, złamaną szczękę i uraz kręgosłupa, który spowodował paraliż tylnych łap. O winie mężczyzny świadczyć mają nie tylko zeznania świadków oraz biegłych, ale przede wszystkim brak potwierdzenia wersji oskarżonego podczas eksperymentu procesowego.
„Technik kryminalistyki nie ujawnił śladów krwawych w miejscach, które oskarżony wskazał”
– mówiła Kieres-Rynkowska i dodała, że „postawa oskarżonego od samego początku po zaistnieniu zdarzenia jest wysoce naganna”.
Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Fijo już nigdy nie będzie chodził
Pod koniec stycznia 2018 roku całą Polskę obiegła informacja o szczeniaku, skatowanym przez swojego właściciela. Psa leżącego w kałuży krwi znalazła w domu mieszkanka Chełmży w województwie kujawsko-pomorskim. Szczeniak miał zmiażdżony kręgosłup, stłuczoną szczękę, wybite zęby oraz połamane żebra. Mąż kobiety nie potrafił wyjaśnić co się stało. Najpierw twierdził, że Fijo potrącił samochód. Potem tłumaczył, że sam przewrócił się na psa. Kobieta nie uwierzyła w jego słowa i zgłosiła na sprawę na policję. Po tym jej mąż spakował się i wyjechał. Policja wydała za nim list gończy. W końcu, po ponad miesiącu udało się go złapać i aresztować. Postawiono mu zarzut znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Śledczy wykluczyli nieszczęśliwy wypadek i od początku byli pewni, że to właśnie on skatował psa.
Fijo przez wiele miesięcy był leczony w kliku specjalistycznych lecznicach dla zwierząt, m.in. w Czechach oraz Portugalii. Pewne jest jednak, że już nigdy nie będzie mógł chodzić tak jak wcześniej. Porusza się za pomocą psiego wózka. Niestety oprócz tego jego kolana uległy deformacji i rozchodzą się na boki, a nie wiszą bezwładnie jak u innych niepełnosprawnych psów.
Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Mimo tego psiak wciąż ma w sobie mnóstwo energii i miłości. Fijo, trzymamy za Ciebie kciuki!
Fot. PAP/Andrzej Grygiel