Las w Witkowicach pod Krakowem
Historia lasu w podkrakowskich Witkowicach zdecydowanie mrozi krew w żyłach. Została nawet okrzyknięta polskim „Blair Witch Project”, bowiem łudząco przypomina sceny z tego filmu. Jak donoszą różne źródła, podkrakowski las w Witkowicach skrywa mroczną tajemnicę. W 2001 roku grupa świeżo upieczonych studentów miała tam zorganizować ognisko z okazji rozpoczęcia roku akademickiego. Żaden z żaków nigdy jednak stamtąd nie wrócił. Po kilku dniach od zaginięcia młodych ludzi, ich bliscy postanowili zgłosić sprawę na policję. Ta od samego początku miała jednak ich ignorować. Śledztwo po jakimś czasie zawieszono z braku jakichkolwiek dowodów.
Znajomi studentów postanowili więc rozpocząć swoje własne. Jak czytamy w różnych źródłach, oni również mieli udać się do lasu „by wznieść toast za zaginionych kolegów”. W pewnym momencie ich wzrok przykuł aparat fotograficzny, w którego obiektywie odbijały się promienie słońca. Młodzi ludzie postanowili wywołać zdjęcia z aparatu. Ku swemu zdziwieniu ujrzeli na nich zaginionych studentów na tle lasu, który na fotografiach wyglądał jednak zupełnie inaczej. Postanowili pokazać zdjęcia policjantom prowadzącym śledztwo. Ci jednak nie tylko nie przejęli się nimi specjalnie, ale wręcz zażądali oddania ich, a o całej sprawie kazali zapomnieć.
Młodzi ludzie postanowili wypytać o tajemniczy las mieszkańców Witkowic. To od nich dowiedzieli się, ze las skrywa wiele tajemnic i że nikt nie lubi się tam zapuszczać, zwłaszcza po zmroku. Nigdy jednak nie znaleziono żadnych dowodów na zaginiecie grupki studentów. Nie podano też nigdy ich imion czy nazwisk. Czy jest to zatem miejska legenda? Niewykluczone. Niektórzy mieszkańców twierdzą jednak, że las w Witkowicach przyciąga samobójców. Przez wieki wiele osób miało sobie właśnie tam odebrać życie.
Zdjęcie ilustracyjne: Pixaby
Zakład Psychiatryczny w Owińskiach pod Poznaniem
Przed laty w podpoznańskich Owińskach działał publiczny zakład dla osób chorych psychicznie. Mieścił się on w ceglanym budynku. Podczas II wojny światowej Niemcy w ramach akcji T4 mieli przeprowadzić tam potworna egzekucję. Nazwano ją „eliminacja życia niewartego życia”. W bunkrze Fortu VII zamordowali wówczas 1,1 tys. pacjentów szpitala psychiatrycznego, a następnie pochowano ich ciała w masowych grobach. Budynek szpitala choć obecnie znajduje się w prywatnych rękach, cały czas niszczeje. Mieszkańcy tych okolic mówią też, że w tym miejscu straszy. Dodatkowo w domach znajdujących się niedaleko dawnego szpitala bardzo często przepalają się żarówki. Ma to mieć związek ze złą energią, która kryje się w opuszczonym budynku.
Nawiedzony dom w Wojciechowie
Wojciechów to miasteczko w województwie pomorskim. Nie byłoby w nim nic szczególnego gdyby nie historia pewnego domu. Mieszka w nim pani Ewa, która opowiadała już nie raz o dziwnych sytuacjach, które przydarzają się jej rodzinie. Meble się przesuwają się, słychać głosy i drapanie na strychu, zdarza się, że drzwi otwierają się bez niczyjej pomocy. Ponoć raz było też tak, że samochód zaparkowany przed domem sam się uruchomił. Sąsiedzi pani Ewy przyznają, ze dom zawsze był podejrzany i wcześniejsza lokatorka również uskarżała się na czyjąś, niepokojącą obecność. Jednak najwięcej do czynienia z tajemniczym lokatorem miała córka pani Ewy – Alicja. Dziewczyna opowiada, że już kilkukrotnie widziała wysoką postać w kapturze. Zjawa nie miała ani rąk, ani twarzy – jedynie upiorne, czerwone oczy i czasem u jej boku pojawiał się pies, a właściwie pół psa. Zwierzę miało tylko pół tułowia. Alicja wspomina, że obcowanie z tą postacią było czymś okropnym, bo nie była w stanie nic zrobić. Ogarniała ją paraliżująca panika – mogła jedynie nieruchomo patrzeć na przechadzającą się demoniczną postać.
Niestety, rodzina nie może się wyprowadzić z domu z powodów finansowych, a nikt nie kwapi się do kupowania nawiedzonego budynku. Pani Ewa wyznaje, że cały czas ma nadzieję, że jeżeli do tej pory nic złego nikomu się nie stało, to być może należy przyzwyczaić się do obecności nietypowego gościa.
Nawiedzony zamek w Ogrodzieńcu
Na liście nawiedzonych miejsc nie mogło zabraknąć też rzecz jasna zamku w Ogrodzieńcu (woj. śląskie). Dokładnie znajduje się od 2 km od Ogrodzieńca, w Podzamczu. Są to jedne z najlepiej zachowanych ruin w Polsce. Co więcej, mają one swoją mroczna historię. Podobno zwierzęta, które znajdują się w pobliżu zamku, zaczynają zachowywać się nienormalnie. Często warczą lub są przestraszone. Są osoby, które twierdzą, że ma to związek z pewną legendą o kasztelanie Stanisławie Warzyckim, który to miał osobiście doglądać tortur na swoich poddanych. Za karę miał zostać porwany przez diabły do piekła, a obecnie błąka się po świecie jako duch w postaci czarnego psa, w którego oczach można zobaczyć żywy ogień.