Cristiano Ronaldo w oczach wielu uchodzi za narcyza, który nie widzi nikogo poza sobą. Jednak mało kto wie, że piłkarz mając 24 lata zdecydował się na zostanie dawcą szpiku kostnego, a także po raz pierwszy oddał krew. Wszystko dlatego, że 3-letni syn jego kolegi Carlosa Martinsa, Gustav, cierpiał na białaczkę. Wówczas po meczu z Bośnią i Hercegowiną, w którym Portugalia odniosła miażdżące zwycięstwo, Ronaldo wyznał przed kamerami, że jest w stanie cieszyć się z ustrzelonych goli i awansu do Euro 2012, ponieważ syn kolegi jest chory.
Od tamtej pory Cristiano zaczął regularnie odwiedzać lekarskie gabinety i oddawać krew, a z czasem stał się nawet twarzą kampanii uświadamiającej i zachęcającej do oddawania krwi. O krwiodawstwie mówił: "Każda taka sesja oznacza, że w krytycznej sytuacji możemy pomóc trzem osobom. Możemy po prostu ratować życie albo przedłużać okres leczenia".
Właśnie z tego powodu piłkarz nigdy nie zdecydował się na zrobienie sobie tatuaży. Wszystko dlatego, że według Ronaldo, "tatuaż sprawiłby, że nie mógłbym tego robić przez pół roku, nawet rok. Pomagam innym, a to ważniejsze niż jakiś rysunek". Piłkarz wyjaśnił, że często oddaje krew i dlatego nie zdobi swojego ciała tuszem.
Posiadanie tatuaży jednak nie wyklucza całkowicie możliwości oddawania krwi. Po zrobieniu malunku na swoim ciele należy po prostu odczekać mniej więcej pół roku, by móc ponownie zasilić bank krwi. Ustalony czas wynika z tak zwanego okienka serologicznego, czyli czasu od chwili zakażenia do możliwości wykrycia go w testach pozwalających na stwierdzenie obecności przeciwciał w ciele. W ten sposób unika nie możliwości zarażenia osoby, która otrzymałaby krew od osoby zakażonej.
Najwyraźniej Cristiano oddaje krew częściej niż co pół roku, jeśli zrezygnował ze zrobienia sobie tatuażu.