Pani Iwona, która raczej unika mediów na rzecz utrzymania prywatności rodziny i najbliższych, ostatnio zdobyła się na to, by porozmawiać z magazynem "Viva!". W rozmowie zdradziła między innymi, w jaki sposób rodzice Lewego dbali o jego rozwój. Już od dawna wiemy, że sport od zawsze był ważną częścią życia w domu Lewandowskich oraz że tato piłkarza mentorował synowi. Okazuje się, że oprócz różnorodności sportów, było też dużo bliskości i zżycia. W jaki sposób państwo Lewandowscy wpajali Robertowi podejście do sportu?
"Wpajaliśmy Robertowi, że sportowiec musi przede wszystkim być uczciwym, lojalnym człowiekiem, rozumieć innych i podzielić się z nimi sukcesem, jak zajdzie taka potrzeba. Nie może być ponad wszystkimi. Robert nigdy więc nie mówił „ja”, tylko „drużyna”. Nie mówił „zdobyłem gola”, tylko „zdobyliśmy”. I podkreślał zasługi zespołu. To mąż mu wpajał od początku. Oboje z mężem trzymaliśmy rękę na pulsie, żeby w razie czego interweniować, gdyby nasze dziecko się źle zachowało. Tylko, że to ja byłam osobą od egzekwowania i wytykania tego, co zrobił nie tak. Mój mąż mawiał: „Bo jak się mama dowie…”" – zdradziła mama, dodając, że oprócz tego Robert musiał przestrzegać pewnych zasad. Wśród nich choćby był zakaz palenia, picia alkoholu czy brania używek.
Pani Iwona i jej mąż w wychowaniu syna stawiali nacisk nie tylko na sport, ale również edukację, szczególnie języków. W życiu Roberta codziennością były treningi, wyjazdy i doskonalenie umiejętności. W tym wszystkim najbardziej towarzyszył Lewemu ojciec. Był jego powiernikiem i trenerem. Dla przyszłego piłkarza śmierć ojca była ciężkim przeżyciem.
"Mąż umarł właściwie nagle, bo przeszedł operację, wyszedł do domu, ale dwa dni później już nie żył. (...) Robert bardzo przeżył śmierć ojca. To było dla niego bardzo trudne. Zabrakło rozmów z tatą, jego wskazówek i wymagań, bo mój mąż był bardzo wymagający wobec siebie i innych, ale też i w niektórych sytuacjach ujawniał duszę komika. W towarzystwie nikt się z nim nie nudził. Robert też jest silny. Między rodzicami i dziećmi musi być chemia, jak we wszystkim. My się rozumiemy bez słów. Roberta nie trzeba pocieszać. To on nieraz mnie pociesza, a nie odwrotnie. Jest naprawdę mocny psychicznie, może dlatego, że życie dało mu w kość" – przyznała pani Iwona. Jednak z pewnością Robert mógł zawsze polegać na mamie, z którą ma dobry kontakt i zawsze wypowiada się o niej w ciepłych słowach.