RY X wyznaje: „Nigdy nie zależało mi na tym, żeby moja muzyka trafiała do mas”. Kim jest Ry Cuming?

W najnowszym odcinku podcastu STUDIO 96.0 gościem Mateusza Opyrchała był RY X. Do spotkania doszło tuż przed występem 36-letniego artysty na festiwalu Inside Seaside w Gdańsku. Muzyk opowiedział m.in. o swojej fascynacji Polską, dzieciństwie, nadchodzących projektach i tajnikach tworzenia muzyki. „Jeśli to co robisz, wypływa ze szczerego miejsca, to zawsze trafi do odpowiednich ludzi. Nigdy nie zależało mi na tym, żeby moja muzyka trafiała do mas, zawsze chciałem, żeby potrafiła trafić głębiej” - wyznał.

RY X w rozmowie z Mateuszem Opyrchałem opowiedział nie tylko o swoich zawodowych planach, które mają być wypełnione kolaboracjami z artystami z różnych zakątków świata muzycznego czy współpracy z Hermanos Gutiérrez. Podzielił się wspomnieniami z dzieciństwa, które ukształtowały jego wrażliwość, a także wrażeniami z powrotów do Polski i... tajemnicą swoich kapeluszy. Wiedzieliście, że sam je robi? Poznajcie go bliżej.


Cały wywiad z RY X już dostępny na rmf.onSpotify czy Apple Podcasts.  

Ry Cuming, znany szerzej jako RY X, zaczynał swoją karierę muzyczną w wieku 16 lat. Już na początku zdobył uznanie, wygrywając Australijskie Dolphin Awards za najlepszą piosenkę pop oraz jako najlepszy nowy artysta. Jego pierwsze EP „Berlin” i singiel o tym samym tytule odniosły sukces w Europie, zdobywając popularność we Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Debiutancki album „Dawn” trafił na listy przebojów w wielu krajach, w tym w Belgii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Niemczech, Francji, Kanadzie i Australii. 36-latek ma na swoim koncie cztery albumy, a jego koncerty cieszą się ogromnym zainteresowaniem, a utwory takie jak „All I Have”, „Let You Go”, „Only”, „You”, „Oceans”, „Salt” czy „Sweat” zgromadziły miliony wyświetleń na YouTube.


Mateusz Opyrchał: Masz świetny kapelusz!

RY X: Dzięki! Sam je robię. Pojechałem do sklepu, który prowadzi mój kumpel. Znalazłem odpowiedni materiał, a potem parujesz go i rolujesz rękami. Tniesz i rolujesz i tak dalej. Muszę go tylko pobrudzić, zakurzyć i będzie jeszcze lepszy!

M.O.: Dziękuję, że znalazłeś czas tuż przed koncertem na festiwalu Inside Seaside. Lubisz chyba wracać do Polski…

RY X: O, tak. Zawsze kiedy tu jestem, czuję, że moja muzyka trafia do fanów. Obdarzacie mnie wielkim szacunkiem, za co jestem bardzo wdzięczny. To zawsze jest piękne zaskoczenie, kiedy przyjeżdżam, a wy obdarzacie mnie miłością. Wtedy czuję, że to co robię, ma znaczenie. Za każdym razem chcę tu wrócić i zagrać raz jeszcze.

M.O.: Zamykasz pierwszy dzień festiwalu. Zobaczymy cię na scenie dopiero po północy.

RY X: Tak, rock & roll! Właśnie wypiłem matchę… Wciąż odczuwam jet lag więc dobrze się składa. Do tego czuję jakbym był zawieszony pomiędzy dwoma stanami, ale to przejdzie, kiedy wejdę na scenę. Dziś będzie wyjątkowo, bo zagra ze mną kwartet smyczkowy, ale jednocześnie będę chciał dla równowagi zagrać trochę elektronicznie i poeksperymentować z remixami. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę reakcję publiczności.

M.O.: Zapewne usłyszymy twój nowy singiel „You”, który nagrałeś z Hermanos Gutiérrez. Opowiedz proszę o współpracy z braćmi, bo to na pewno było fantastyczne doświadczenie.

RY X: Tak… Można powiedzieć, że kręciliśmy się wokół siebie od jakiegoś czasu. Uwielbiamy nawzajem swoją muzykę i jesteśmy swoimi fanami. Teraz każdy jest w trasie koncertowej, w różnych zakątkach świata. Zagraliśmy razem kameralny koncert w Meksyku. To był taki secret show, w małej katedrze. Spędziliśmy miło czas i zawiązała się między nami przyjaźń, pełna szacunku i pasji, zwłaszcza między mną i Alejandro. Miałem prawie gotową piosenkę, jednak czegoś mi w niej brakowało. Czułem, że gdzieś w tym utworze jest miejsce dla nich. Zadzwoniłem do nich i od razu się zgodzili. Przyjechali do mojego studia w Topandze, Los Angeles (przyp. red.) i nagraliśmy kawałek na setkę. Odpoczywaliśmy w promieniach słońca… Wszystko poszło bardzo łatwo i było wspaniale.

M.O.: Nie masz w zwyczaju zbyt często zapraszać innych artystów do współpracy. Rzadko możemy usłyszeć kogoś na twoich płytach. Z kolejnym albumem to się zmieni?

RY X: Jestem w trakcie pracy z innymi artystami, ludźmi, których bardzo szanuję. Kiedy myślisz o hip-hopie, muzyce elektronicznej, soulu, czy nawet klasyce, każdy z kimś pracuje. Kiedy mówimy o indie, folku, ta współpraca jest dość ograniczona… Nie tak bliska, jak w przypadku innych gatunków. Wiele razy zastanawiałem się, dlaczego tak jest. Dlatego zacząłem częściej próbować robić muzykę z innymi. Współpracowałem na przykład z moim przyjacielem Nickiem Mulvey na Ibizie. Robiłem muzykę z jednym z moich ulubionych kompozytorów – Joepem Bevingiem z Niderlandów. Mam plany na współpracę z naprawdę niezłą ilością ludzi i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Nigdy nie nastawiałem się na sukces, raczej zależy mi na rozwijaniu się jako producent, songwriter i twórca i doświadczaniu różnych rzeczy na tej drodze. Album jako całość, dla mnie musi być przepełniony wrażliwością, wyczuciem, smakiem. To zawsze było dla mnie najważniejsze. Ale już mogę powiedzieć, że będą kolaboracje! Oprócz Hermanos, oczywiście.

M.O.: Nie możemy się doczekać. Nie wiem, czy jesteś do końca świadom tego, jak ogromny wpływ na ludzi ma twoja muzyka. Pomagała mnie w trudnych momentach i jestem przekonany, że na innych działa podobnie. Jestem ciekaw, jakie emocje towarzyszą ci, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to co robisz naprawdę pomaga innym i potrafi zmienić to, jak ktoś się czuje.

RY X: Dzięki za szczerość, to wiele dla mnie znaczy. Uważam, że jeśli to co robisz, wypływa ze szczerego miejsca, to zawsze trafi do odpowiednich ludzi. Nigdy nie zależało mi na tym, żeby moja muzyka trafiała do mas, zawsze chciałem, żeby potrafiła trafić głębiej. To, co robię, powstaje z miłości, smutku, piękna. Tym sposobem każdy może utożsamić się z tym, zrozumieć i odnaleźć część siebie. Największym prezentem dla mnie jest świadomość, że moja muzyka może faktycznie wpłynąć na kogoś, nie ograniczając się tylko do słuchania, ale do odczuwania. Dlatego właśnie to robię.

M.O.: Skąd zatem tyle wrażliwości w tobie i twojej muzyce? Czy to jest coś, czego trzeba się nauczyć i wypracować, czy po prostu od zawsze ją miałeś?

RY X: Myślę, że wszyscy rodzimy się z wrażliwością i czułością. Potem z czasem ona gdzieś się ulatania, albo przykrywamy ją innymi emocjami. Czasem ktoś nam karze tak żyć. Wrażliwość zawsze była dla mnie najcenniejsza. Od zawsze starałem się być bardzo silny i jednocześnie wrażliwy. Myślę, że obydwie te cechy mogą ze sobą współgrać. Czasem ludziom się wydaje, że bycie wrażliwym jest oznaką słabości. Ale dla mnie to ogromna moc, tak samo jak szczerość i autentyczność. Zawsze staram się trzymać te cechy na pierwszym planie. Oczywiście, fakt posiadania ukochanych i troskliwych rodziców, fantastycznych przyjaciół i wychowywanie się pośród natury pomaga. Sam fakt, że nie musiałem zmagać się z dorastaniem w wielkim mieście, pełnym wyzwań. Uważam jednak, że każdy z nas może te wrażliwość w sobie pielęgnować. Ludzie wrażliwi i czuli, to ci, z którymi chcesz spędzać jak najwięcej czasu. Gniew, ego, zło – wszystko to ukazuje się, kiedy tak naprawdę chcemy przykryć naszą wrażliwość. Kieruję się wrażliwością, wplatam ją w to co robię i nigdy o niej nie zapominam, bo jest dla mnie najważniejsza. Jest darem, który łączy nas z innymi ludźmi.

M.O.: W dzisiejszym świecie bardzo trudno o szczerość, wrażliwość... Czy joga, mindfulness i wszystko, co praktykujesz, pomaga ci skupić się na tym, co ważne?

RY X: Oczywiście, pomaga każdemu! To nie musi być jakaś konkretna forma… Cokolwiek, co łączy się z uważnością, kultywowaniem współczucia, jest naprawdę warte poświęcenia. Jest takie piękne powiedzenie: „Wszystkie problemy na świecie pochodzą od ludzi, którzy nie potrafią wytrzymać ze sobą w pustym pokoju.” Wszystkie konflikty na świecie zaczynają się od ludzi, którzy mają problem ze sobą. Najlepszym prezentem jaki możesz dać sobie i twoim bliskim jest poświęcenie sobie uwagi i praktykowanie uważności. Możesz zrobić to gdziekolwiek jesteś. Prawdą jest, że wszyscy o tym zapominamy. Często łapię się na tym, że zapominam i gdzieś to tracę… Kiedy jestem zestresowany i „odłączam się od siebie”. Po jakimś czasie zawsze wracam. Im częściej będziesz praktykował, tym łatwiej uda ci się wrócić do siebie, kiedy znowu zabłądzisz.

M.O.: U ciebie działa pewnie surfing…

RY X: Tak, ale to nie musi być tylko surfing. Staram się chodzić po górach, codziennie spędzać czas na łonie natury. Im więcej ruchu, tym lepiej. To przynosi ukojenie. Może to być cokolwiek, możesz robić pompki albo walić w worek treningowy albo wybiec na jakiś szczyt. Wszyscy jesteśmy stworzeni tak samo… Jesteśmy stworzeni do ruchu, dlatego ruch jest tak ważny. Zauważ, że kiedy antylopa ucieka przed lwem, jej ciało dosłownie się trzęsie. Uwalnia wtedy całe napięcie i lęk. Ruch, który nas uwalnia jest bardzo ważny. Zaraz po nim warto praktykować te rzeczy, o których mówiliśmy – medytację, oddech, journaling, obserwowanie swoich odczuć, czytanie, nauka. Podstawą jest jednak ruch. To on zapewni nam spokój w głowie. Wszystkie asany jogi są stworzone po to, żeby mózg mógł się uspokoić i wyciszyć. Wszystkie te praktyki są ważne, ale najważniejsze byś odnalazł tę, która pasuje tobie. Nie należy na siłę nikogo naśladować albo wpajać sobie doktryny, które na nas nie działają. Joga jest pięknym narzędziem, wyjście na słońce, bieganie, cokolwiek sprawia ci radość. Jedność z umysłem, ciałem, zaglądanie w głąb siebie…

M.O.: Jakie pytania zadajesz sobie samemu na tej drodze? Zdarza ci się często rozmawiać ze sobą? Pytam, bo twoja muzyka jest niejako formą terapii, więc ty sam musisz być świetnym terapeutą…

RY X: Myślę, że mogę być dobrym terapeutą… I jestem w tym konsekwentny, a większość terapeutów ma inaczej. Oni raczej siedzą, słuchają, kiwają głową i robią notatki. Są po to, żebyś mógł w bezpiecznym miejscu, zrzucić z siebie ciężar, z którym do nich przychodzisz. To nie jest do końca moja rola. Ja mam za zadanie, za pomocą mojej muzyki, przekazywać jasno i wyraźnie emocje, wrażliwość, ducha, smutek, piękno, miłość. Mówię tutaj o sztuce, która nie może być pasywna. Ma trafiać konkretnie i z odpowiednią mocą do odbiorcy. Rzadko staram się zadawać sobie pytania, bo kiedy to robię, zatracam się w swoim umyśle, a nie do końca chce tam być. Kiedy tworzę, chcę kierować się sercem i duchem, a nie umysłem. Głowa potrzebna mi jest później, kiedy zastanawiam się jak pewne rzeczy poskładać w całość, ale gdy za długo w niej siedzę, to moja twórczość traci moc.

M.O.: Duży wpływ na to, jacy jesteśmy zwykle ma nasze dzieciństwo… Wiem, że człowiek, który siedzi naprzeciwko mnie wychowywał się na fantastycznej muzyce, a to za sprawą twojego ojca. Opowiedz mi proszę o tych winylach, w twoim pokoju… Myślisz, że ten czas miał wpływ na to kim jesteś dziś?

RY X: Wszystko, co do tej pory zrobiłem, sprowadziło mnie do tego wieczoru, gdy siedzimy na tej kanapie… Jestem cały czas na ścieżce rozwoju. Pracuję nad tym, żeby być wrażliwym, kochającym facetem i mam nadzieję, lepszym artystą. Wychowałem się w rodzinie, która kochała muzykę. Zwłaszcza mój ojciec. Zawsze grał i tworzył i bardzo dużo słuchał w domu swojej pięknej kolekcji płyt winylowych. Byłem małym chłopcem, wychowującym się na wysepce zamieszkałej przez garstkę ludzi, w domu bez telewizji. Moja mama zakryła telewizor ceratą i postawiła na nim wazon. Miał może dwa kanały… Musiałem szukać rozrywek gdzie indziej. Ciekawiła mnie przyroda i wszystko, co mnie otaczało. Gitara, deska surfingowa, kolekcje płyt… Pamiętam, że zawsze ciekawiły mnie okładki. Siedziałem przy gramofonie, przeglądałem płyty i puszczałem jedna, za drugą. Mieliśmy kasety i odtwarzacz, ale to winyle budziły we mnie największą ciekawość. Chyba przez to, że były duże i nosiły w sobie jakąś tajemnicę. Wyciąganie z okładki, włączanie gramofonu… To było jak ceremonia. Odkryłem wtedy masę świetnej muzyki. To autentycznie na mnie wpłynęło. Bardzo dużo muzyki z lat 60. i 70…. „The Police”, czy jakieś psychodeliczne brzmienia… Moja ciekawość wędrowała w przeróżne kierunki ale zawsze wracałem do delikatnych dźwięków. To ma sens, bo teraz robię bardzo minimalistyczne, intymne rzeczy. Kiedy byłem nastolatkiem, przerobiłem etap grunge i punku, ale zawsze lubiłem ostatnie kawałki na płytach, te które były spokojniejsze. Nirvana unplugged! Rzeczy, które opakowane są taką intymnością i delikatnością. Jestem właśnie tymi ostatnimi piosenkami na tych płytach… Życie i dorastanie w takich warunkach, kiedy natura dawała ci przestrzeń i czas stworzyło osobę, którą jestem dziś i nakierowało mnie na ścieżkę, którą podążam. Odciągając na bok wszystko, co negatywne.

M.O.: Natura potrafi podsunąć nam odpowiedzi na wiele pytań…

RY X: Na wszystkie, stary… To jest to – my jesteśmy naturą! Wiem, że to może niedorzeczne…

M.O.: Może to wiemy, ale zapominamy o tym…

RY X: Zapominamy… Wiesz, kiedy wracam do domu z trasy i próbuję odnaleźć spokój i równowagę, pierwsze co robię, to ucieczka do natury. Najwięcej, jak tylko się da. Kiedy jadę i widzę, jak słońce przenika przez drzewa i odczuwam to piękno… Wtedy przypominam sobie – kiedyś tu wrócę… Moje ciało, kości i wszystko wróci do tej ziemi. Jestem nietrwały, jak te drzewa wokół mnie. Wtedy uświadamiam sobie, że jestem jednością z naturą. Odczuwam sens przynależności, radość. Jestem częścią tej egzystencji, to jest piękne i niesamowite.

M.O.: To chyba najlepsza rada dla wszystkich – spędzajmy czas na zewnątrz, najczęściej jak tylko się da…

RY X: Nawet jeśli mieszkacie w mieście… Wyjdźcie na słońce. Idźcie do parku, połączcie się z naturą i samym sobą. To jest to, o czym rozmawialiśmy na początku… Jesteśmy naturą.

M.O.: Zanim wejdziesz na scenę, chciałem cię zapytać, czy jest jakiś konkretny utwór, który wciąż rozdziera cię emocjonalnie kiedy go wykonujesz na żywo?

RY X: Chyba „Only”…

M.O.: To niesamowite, bo właśnie o niego chciałem cię zapytać… To jest też utwór, który dotarł do mnie najmocniej w momentach, o których rozmawialiśmy.

RY X: Są utwory, które potrafią uderzyć mocniej, w zależności od wieczoru, a przecież gram je od lat. „Sweat” również jest takim utworem. Czasem lubię zacząć i zakończyć tymi utworami, bo wtedy wprowadzają mnie w odpowiedni stan emocjonalny. Jest coś wyjątkowego w momencie, kiedy zapominasz o ego i oddajesz utwór światu. Możesz wtedy poczuć to piękno płynące poza tobą. Staram się w taki sposób patrzeć teraz na utwory. Zagram je dziś i pomyślę o tym.

Rozmowa odbyła się w trakcie festiwalu Inside Seaside.

Co dalej z Måneskin? Damiano David nie pozostawia wątpliwości
Damiano David rozpoczyna karierę solową. Dlaczego? I co dalej z Måneskin? O tym 25-latek opowiedział w podcaście Mateusza Opyrchała STUDIO 96.0.

Przez lata była Ulą z „M jak miłość”. Teraz odcina się od tego grubą kreską
Ofelia Iga Krefft po raz pierwszy wystąpiła w serialu „M jak miłość” w odcinku 530, który został wyemitowany w 2007 roku. Do 2023 regularnie pojawiała się w tym uwielbianym przez widzów serialu. W rozmowie z Mateuszem Opyrchałem, w jego podcaście „Studio 96.0”, opowiada o tym, jak wyglądała praca na planie i jak toczy się jej życie po odejściu z produkcji.

Lech Janerka ocenił Taylor Swift. Zaskakujące słowa triumfatora tegorocznych Fryderyków
Lech Janerka miał ogromny wpływ na historię polskiego rocka. W tym roku został niekwestionowanym triumfatorem na gali rozdania Fryderyków, zdobywając aż 5 nagród. Kiedyś sam żartobliwie określił „świętą krową polskiego rocka”. W najnowszym wywiadzie opowiedział m.in. o najnowszej płycie, twórczości współczesnych artystów, a nawet Taylor Swift.

Zobacz także