"Kuchenne rewolucje" we Wrocławiu. "Centrum Gastronomiczne Margaret"
W czwartym już odcinku najnowszego sezonu "Kuchennych rewolucji" Magda Gessler odwiedziła Wrocław, gdzie o pomoc prosił 54-letni Andrzej. Mężczyzna prowadzi "Centrum Gastronomiczne Margaret", które jednak nie przynosi oczekiwanych zysków. Sytuację nieznacznie poprawiają usługi kateringowe, ale część restauracyjna pozostawiała wiele do życzenia. Na miejscu zjawiła się Magda Gessler, która postanowiła sprawdzić jakość serwowanych dań. Sercem tego miejsca, czyli kuchnią, przewodził syn właściciela, 29-letni Maciej. Restauratorka zamówiła staropolski żurek, stek oraz placek ziemniaczany z gulaszem z jelenia.
Kardynalne błędy
Żurek, który wylądował na stole przed Magdą Gessler, nie sprostał jej oczekiwaniom. Jak sama zauważyła, składników w nim było za dużo:
Za dużo tego wszystkiego w żurku. I jajka, i kiełbasa, i ziemniaki
Jednocześnie w kuchni doszło do kardynalnego błędu. W trakcie smażenia steku Maciej przypadkowo upuścił go na podłogę. Nie wiedząc co zrobić w takiej sytuacji, podniósł go i... położył z powrotem na patelni. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z fatalnej pomyłki i zaczął smażyć nowy stek. Finalnie został on oceniony przez Gessler bardzo negatywnie – zgodnie z jej oceną mięso było gumowe. Po tym posiłku opuściła lokal. Następnego dnia bardzo zawiodła się na stanie kuchni – wszędzie było widać niedopatrzenia i brud, a restauratorka była zdziwiona, że właściciel nie przygotował się na jej przyjazd, skoro wiedział, że z pewnością skontroluje czystość.
"Jeszcze nigdy mnie tak nikt nie obraził"
Magda Gessler nie patrzyła w przyszłość optymistycznie. Przyznała, że zapewne nawet po jej staraniach i metamorfozie, po czasie lokal powróci do swoich dawnych przyzwyczajeń. Zaproponowała kolację, jednak podczas przygotowań doszło do niespodziewanej sytuacji. Zniknął spory kawałek schabu. Szybkie śledztwo wykazało, że został on zjedzony przez właściciela.
Wszyscy ludzie widzą, ile zabrakło schabu. To już jest po prostu żart. Niech pan przestanie się tłumaczyć, bo wszyscy się śmiali z pana!
Po tych słowach Gessler doszło do ostrej wymiany zdań:
Szkoda, że pani nie wie, jak się z pani śmieją, jak pani nie ma
Bo to się źle skończy!
No ja jestem szczery. A pani chyba nie do końca. (...) Niech pani się jeszcze liczy z tym, że większość będzie po mojej stronie.
To się nazywa szantaż. A szantaż jest karalny! Jest pleśń w ekspresie do kawy. Teraz pan się weźmie za kelnerkę? Też ją pan zaszantażuje? Że widział ją z innym facetem w innym miejscu jej mężowi? To są pana metody. Jak za komuny!
Proszę się nie popisywać! W 1980 r. to ja miałem 12 lat, pani miała więcej. Może się zamienimy rolami?
To jest coś nieprawdopodobnego. Jeszcze żaden mężczyzna nigdy nie obraził mnie, mówiąc, ile mam lat. Czy jestem starsza, czy młodsza. Że wszyscy będą zeznawać przeciwko mnie. Jak ja mam tu zostać i wam pomóc?! Ten człowiek sam się załatwił. Wychodzę!
Na szczęście jeszcze przed kolacją udało się dojść do porozumienia. Goście byli zachwyceni. Po 11 tygodniach Magda Gessler wróciła do "Margaret" i ze zdumieniem stwierdziła, że kuchnia wciąż jest znakomita! Lokal uzyskał jej rekomendację.