Anna Wyszkoni miała koronawirusa
Anna Wyszkoni znana jest polskim słuchaczom głównie za sprawą zespołu „Łzy”. Wokalistka w muzycznej formacji występowała w latach 1996-2010 i podbiła serca Polaków takimi przebojami jak „Agnieszka już dawno...” czy „Narcyz się nazywam”. W późniejszych latach gwiazda skupiła się na solowej karierze. Największy rozgłos dał jej singiel „Czy ten Pan i Pani” oraz „Lampa i sofa”, a jej debiutancka solowa płyta otrzymała status platynowej.
Dzisiaj piosenkarka nadal cieszy się sporym gronem fanów, z którymi pozostaje w stałym kontakcie poprzez media społecznościowe. Teraz na profil Wyszkoni na Facebooku trafił zaskakujący wpis. Wokaliskta przyznała się w nim swoim wielbicielom, że chorowała na Covid-19. Autorka licznych muzycznych przebojów w mocnych słowach odniosła się do hejtu, jaki spada na znane osoby, które informują o zakażeniu koronawirusem. Sporą część swojego wpisu skierowała również do koronasceptyków.
Mocne słowa gwiazdy „Łez”
Jak się okazuje, początkowo o chorobie wiedzieli tylko najbliżsi gwiazdy. Wyszkoni nie zamierzała dzielić się tą informacją ze swoimi fanami, jak jednak podkreśliła w swoim poście, robi to teraz z dwóch powodów.
„Wykryto RNA wirusa SARS-CoV-2”. Tak, to o mnie. To znaczy, że przeszłam covid. Nie jakoś bardzo ciężko, ale nikomu nie życzę. Jestem już po i czekam tylko na możliwość oddania osocza, a jeśli ktoś się tym interesował, to wie, że nie jest to takie proste. Bardzo chciałabym móc oddać osocze, które być może uratuje komuś życie. Dlaczego nie informowałam o tym „świata”? Z dwóch powodów.
Piosenkarka odniosła się do hejtu, jaki spadł na nią i spada na gwiazdy, które informują o zakażeniu Covid-19 lub inną chorobą.
Mam dość debilnych komentarzy w stylu „lansuje się na chorobie”, jakie spotkały mnie, kiedy po przejściu choroby nowotworowej opowiedziałam o niej na prośbę mojego lekarza w kilku wywiadach ku przestrodze oraz namawiałam do badań profilaktycznych, które mogą uratować życie, tak jak i mnie prawdopodobnie uratowały. A ostatnio z przerażeniem czytam kretyńskie komentarze życzliwych rodaków na temat znanych ludzi, którzy ujawnili, że zachorowali na covid. Znany człowiek = zło lub nawet zło-dziej. Dobrze mu tak, darmozjad ma pieniądze (rzecz jasna niezarobione uczciwą pracą) niech płaci za leczenie. I tak dalej... rzygać się chce, więc staram się nie czytać, ale też nie odważyłam się do tej pory napisać o swoim covidzie publicznie. Wiedzieli tylko najbliżsi. Dlaczego więc teraz o tym piszę?
W dalszej części swojego wpisu Wyszkoni skierowała swoje słowa do tak zwanych koronasceptyków.
Bo krew mnie zalewa, gdy czytam kolejne idiotyczne teorie odklejonych postaci zbyt elegancko nazywanych „koronasceptykami” o fałszywej pandemii, statystach w szpitalach, spisku światowych koncernów itd. Mogę powiedzieć, że mi się udało. Nie wylądowałam w szpitalu, nie zajęłam nikomu miejsca pod respiratorem, nie dostałam nawet zapalenia płuc, ot, po prostu przez kilka dni nie mogłam wstać z łóżka z powodu bólu i gorączki, ciężko było przejść się po schodach bez odpoczynku, takie tam „drobiazgi”, których nawet nie śmiem wymieniać w rozmowach z ludźmi, którzy mieli mniej szczęścia. Lub ich bliskimi. Mama mojej koleżanki przegrała walkę z covidem. Ktoś postanowił, by „statystowała” gdzie indziej, w innym wymiarze. Ktoś inny, kogo znałam osobiście skończył w podwójnym worku foliowym - tak się podobno chowa zmarłych na covid, których rodziny nie uznają kremacji (ich prawo). Inny znajomy walczy o życie w szpitalu. Takich przypadków znam więcej, również zakończonych sukcesem. Miałam więc dużo szczęścia, ale co, do cholery, mają w głowach ludzie, którzy bagatelizują lub wręcz kwestionują istnienie tego przeklętego wirusa i jego śmiercionośny rajd przez świat?
Trzeba przyznać, że w swoim wpisie gwiazda „Łez” nie przebierała w słowach. W swoim internetowym poście przyznała, że zdaje sobie sprawę, z tego, że wiele osób odbierze negatywnie jej wypowiedź, jak jednak sama przyznała, nie zamierza się tym przejmować.
Ja nie dyskutuję z nikim na temat fizyki kwantowej ani zasad zarządzania budżetem unijnym, bo się na tym nie znam. To nie grzech nie znać się na czymś, natomiast autorytatywne wypowiadanie się w kwestiach, o których wiedzę czerpie się z YouTube’a albo z chmur albo od innych, podobnych sobie „geniuszy” jest po prostu niebezpieczne. Zwłaszcza przy wysokich zasięgach, którymi dysponują autorzy tych bredni. A skoro już jesteśmy przy zasięgach, to teraz czekam na lawinę błota, tak jak wcześniej przy tęczy, a potem przy błyskawicy i strajku kobiet. Domyślam się co się wydarzy w komentarzach, więc tym razem do nich nie zajrzę, żeby znowu nie wkręcić się w niepotrzebne dyskusje z często anonimowymi rodakami, którzy swoje zdanie wyrażają obelgami i życzeniami śmierci, a w łagodniejszym wydaniu - gwałtu i urodzenia chorego dziecka. Dziękuję za uwagę, idę zdrowieć. Dobranoc