Kryminatorium w RMF FM. Bossowie polskiej mafii

Pershing, Krakowiak, Malizna, Słowik, Masa – te pseudonimy znają wszyscy. Sylwetki tych, a także innych znanych polskich gangsterów Daniel Dyk oraz Marcin Myszka przybliżyli w programie „Kryminatorium w RMF FM”.

Polska mafia lat 90.

„Wcześniej PRL – mafia nie bardzo miała szansę zaistnieć. A tu nagle przyszły lata 90., czas przełomu, czas nowych szans – także dla gangsterki” – zaczyna Daniel Dyk. „Ta zmiana w naszym kraju miała duży wpływ na rozwój tego mafijnego półświatka. Milicja zamieniała się w policję i to niewątpliwie ułatwiło gangsterom życie” – podkreśla Marcin Myszka.

W latach 90. polscy gangsterzy zajmowali się przede wszystkim przemytem, kradzieżą tirów, rozbojami, haraczami, porwaniami dla okupu, narkotykami. „Wszystko to, na czym można było zarobić duże pieniądze, wszystko to, co łączyło się z krzywdą i z cierpieniem ludzi” – mówi współprowadzący „Kryminatorium w RMF FM”.

Polska mafia rodziła się w Pruszkowie i w Wołominie. Gangsterzy podzielili się na dwa obozy – po zachodniej stronie Pruszków, po wschodniej – Wołomin. „Nie miało właściwie znaczenia to, skąd wywodzili się gangsterzy. Niejednokrotnie jeden gangster pracował i w jednej, i w drugiej grupie. Media podłapały jednak to, że w Polsce mamy dwa największe gangi – Wołomin i Pruszków, i o tym najwięcej mówiono, pisano” – opowiada Marcin Myszka. Daniel Dyk zauważa natomiast, że nie jest wykluczone, że właśnie ten podsycany przez media podział sprowokował wojnę o wpływy, słynną wojnę „Wariata” z szefostwem Pruszkowa.

Andrzej Kolikowski „Pershing”

„Pershing”, czyli Andrzej Kolikowski pochodził z Ożarowa Mazowieckiego. Był miłośnikiem hazardu, wyścigów konnych. Często bywał w kasynach. Stąd wziął się jego pseudonim – podczas gry w kasynie był szybki, zdecydowany, przemieszczał się od stolika do stolika niczym pocisk – Pershing. Kolikowski był dobrze zbudowany, wysportowany, w przeszłości ćwiczył zapasy. Odznaczał się elegancją, nosił okulary w złotych oprawkach.

„Co ciekawe, często przypisuje mu się udział w grupie pruszkowskiej, jakoby miał być szefem tego gangu. Tak naprawdę pochodził z zupełnie innego ugrupowania – mowa tu o gangu ożarowskim. Dopiero w połowie lat 90. połączył się z Pruszkowem. Gang ożarowski był dla Pruszkowa pewnym „ramieniem zbrojnym”. Ponieważ często był widziany z szefami Pruszkowa, wszyscy uważają, że był jednym z tych bossów” – opowiada Marcin Myszka.

„Pershing” miał wielu znanych znajomych. Jednym z nich był Andrzej Gołota. Kolikowski interesował się sportem, jeździł na walki Gołoty i często je obstawiał. Znany był również z tego, że przyjaźnił się ze słynnym jasnowidzem z Człuchowa – Krzysztofem Jackowskim.

„Aż trudno w to uwierzyć, ale „Pershing” był rzeczywiście bardzo zabobonny. Istnieje legenda, że Jackowski w jakimś stopniu przewidział jeden z zamachów na jego życie, dzięki czemu go uratował. Co więcej, przewidział nawet, że „Pershing” umrze śmiercią naturalną. Od tego czasu gangster był przekonany, że jest nieśmiertelny, że nic mu nie zagraża. Przejechał się na tym” – mówi Myszka.

„Pershing” przez długi czas był nieuchwytny, aż do 1999 roku, kiedy został zamordowany w Zakopanem, gdzie był na urlopie. „W mafii funkcjonowała pewna zasada, że gangsterzy nie atakują się podczas takich rodzinnych wyjazdów” – przypomina twórca „Kryminatorium”. Wtedy ta zasada została złamana. „Prawdopodobnie chodziło o to, że „Pershing” w pewnym momencie chciał się odciąć od tej gangsterki, chciał legalizować swoje interesy, zacząć zarabiać legalne pieniądze. To nie podobało się jego kolegom z gangu i najprawdopodobniej to był motyw zabójstwa” – tłumaczy.

Henryk Niewiadomski „Dziad”

Uważany był za bossa Wołomina. Nie wyglądał jak typowy gangster – podczas wywiadów zachowywał się raczej jak starszy, miły mężczyzna. Jedna z legend o jego pseudonimie mówi, że była nazywany „Dziadem”, bo wywodził się z dużego ubóstwa. „Co ciekawe, podczas procesu sądowego nie potrafiono mu udowodnić, że „Dziad” to jego pseudonim” – mówi Marcin Myszka. Niewiadomskiemu nie udowodniono też nigdy kierowania gangiem.

„Dziad” mieszkał w Ząbkach niedaleko Wołomina. Był miłośnikiem gołębi, handlował spirytusem. Sam chwalił się, że zarobił na tym 4 miliony dolarów. Miał też legalne biznesy – kantor, lombard, zakład kamieniarski. Miał również znanego starszego brata Wiesława – słynnego „Wariata”. „Właściwie od tego mężczyzny się wszystko zaczęło. Wiesław zaczął atakować bossów gangu prószkowskiego, oni zaczęli się odpłacać. W ten sposób rozpoczęła się ta cała wojna mafijna Wołomina z Pruszkowem” – opowiada Marcin Myszka.

Jedna z największych akcji, z jakich znany był „Dziad”, to kradzież papieru, który miał służyć do produkcji rosyjskiej waluty. Chciał zrobić z niego fałszywe pieniądze. Było to aż 5 ton papieru, który był transportowany z zachodu do Rosji. „Dziad” przejął ten transport. Później dogadał się z władzami – oddał część łupu, część zachował dla siebie.

„Dziad” przeżył kilka zamachów na swoje życie. „Jako jeden z nielicznych mafijnych bossów zmarł śmiercią naturalną w więzieniu. Oficjalnie. Mówi się, że miał wylew krwi do mózgu, jednak według nieoficjalnych informacji planował opublikować drugą książkę, w której chciał poruszyć pewne kontrowersyjne tematy związane ze światem polityki i biznesu…” – wyjaśnia Marcin Myszka. „Wylew mógł, ale nie musiał być przyczyną jego zgonu. To jedna z tajemnic, która nigdy nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta” – podsumowuje Daniel Dyk.

Nikodem Skotarczak „Nikoś”

To on uznawany jest za ojca chrzestnego polskiej mafii. Jemu samemu bardzo zależało na tym, by tak właśnie go tytułować. „Nikoś” zajmował się głównie kradzieżą samochodów, tych najbardziej luksusowych, z Niemiec. W połowie lat 90. chciał wejść również w handel narkotykami. „Nie zdążył” – podkreśla Marcin Myszka.

Był miłośnikiem hazardu. W swoim domu w Gdańsku otworzył nielegalne kasyno, gdzie zapraszał wielu znanych gości. Jednym z nich był wspominany już wcześniej „Pershing”. „Nikoś” był także ważnym sponsorem Lechii Gdańsk. Gdy klub wszedł do pierwszej ligi, „Nikoś” otrzymał nawet tytuł zasłużonego obywatela Gdańska.

„Ciągnęło go do tego show-biznesu, tym bardziej, że pojawił się nawet w głośnym filmie „Sztos”. Zagrał u boku Cezarego Pazury niewielki epizod” – opowiada Myszka.

Do więzienia „Nikoś” trafił w Niemczech. Kiedy odsiadywał wyrok w więzieniu, miał zapewnione widzenie ze swoim bratem. Ten upodobnił się do „Nikosia”, a w więzieniu zamienił się z nim ubraniami. Brat został w więzieniu, tymczasem „Nikoś” wyszedł jak gdyby nigdy nic. „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Tak było i w jego przypadku” – twierdzi Marcin Myszka. „Nikoś” został zastrzelony. Do dziś nie wiadomo, kto odpowiada za tę zbrodnię.

„Słowik”

„Słowik” był jednym z bossów gangu pruszkowskiego. „Słynny chociażby z tego, gdy w 1993 roku siedział w więzieniu, został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę” – przypomina Daniel Dyk. „Opisał to później w swojej książce, której tytuł to „Skarżyłem się wrogowi”. Tam sugerował, że zapłacił za to ułaskawienie 150 tysięcy dolarów” – dodaje Marcin Myszka. Lech Wałęsa tego nie potwierdził, nie ma też na to żadnych dowodów.

„Słowik” zajmował się głównie handlem narkotykami. Latał do Kolumbii, załatwiał transporty kokainy. W 2000 roku, gdy zaczęto aresztować polskich gangsterów, uciekł do Hiszpanii, gdzie ukrywał się przez rok. Próbował w tym czasie zmienić swój wizerunek, jednak w końcu i tak udało się do niego dotrzeć. Został złapany, przez dwa lata trwał proces ekstradycyjny. Później w Polsce trafił przed sąd i został skazany.

„Odsiedział kilka lat, na wolność wyszedł w 2013 roku. Niedługo potem paparazzi spotkali go w obecności innych byłych gangsterów. Mówiło się o tym, że „Słowik” wrócił do tej kryminalnej przeszłości. Możliwe, że jest w tym jakieś ziarno prawdy, ponieważ ponownie został aresztowany” – mówi Marcin Myszka. Chodziło o wyłudzenie podatku.

Chcesz dowiedzieć się więcej o polskiej mafii? Poznaj sylwetki kolejnych gangsterów:

Zobacz także