Z ciała tego psa usunięto pół tysiąca kleszczy. Zdjęcia sprzed zabiegu szokują

Widok pokrytego ogromną ilością kleszczy niewielkiego psiaka był szokiem nawet dla pracowników Przychodni Weterynaryjnej PsiLasek. Z ciała zwierzęcia wyciągnięto około pół tysiąca kleszczy. Właścicielka psa za tak rażące zaniedbanie usłyszała zarzuty.

Jeden pies i pół tysiąca kleszczy

Przed kilkoma dniami do Schroniska Przylasek trafił pies odebrany interwencyjnie z gminy Lubań. To, w jakim był stanie, przeraziło nawet najbardziej doświadczonych pracowników schroniska. „Całe ciało zwierzęcia było pokryte pasożytami. Ogromna ilość kleszczy między opuszkami palców oraz przerośnięte pazury uniemożliwiały psu poruszanie. Małżowiny uszne również były zajęte przez niezliczoną ilość pasożytów” – poinformowano na stronie Przychodni Weterynaryjnej PsiLasek, która zajęła się skrzywdzonym przez właścicielkę zwierzęciem. Było ono również skrajnie wychudzone i odwodnione.

„Dla mnie to był szok. Dużo widziałam, bo do schroniska zazwyczaj nie trafiają zadbane zwierzęta. Jednak tak wielu kleszczy na jednym psie w życiu nie widziałam” – powiedziała TVN24 pracująca w przychodni Dorota Machniak.

Zwierzę miało dużo szczęścia

„Usuwanie kleszczy zajęło nam około dwie godziny. Wszystkich pasożytów było około 500 sztuk” – podano na stronie przychodni na Facebooku. Zdaniem weterynarz pies pokryty tak ogromną ilością pasożytów odczuwał nie tylko dyskomfort, ale i ogromny ból. Przed usunięciem kleszczy konieczne było podanie zwierzęciu środków uspokajających.

Ku zaskoczeniu weterynarzy, u zwierzęcia nie wykryto żadnych chorób odkleszczowych. „W miejscach po ich usunięciu pojawiło się wiele ran i odparzeń skóry, które wymagają leczenia. Wykonaliśmy również badania morfologiczne krwi oraz test na choroby odkleszczowe, których wynik na szczęście wyszedł ujemnie. Pies oczywiście został zabezpieczony preparatem przeciwko ektopasożytom” – relacjonuje Przychodnia Weterynaryjna PsiLasek.

Właścicielka usłyszała zarzuty

Jak udało się do tej pory dowiedzieć, pies żył na łańcuchu. Nie wiadomo jednak, przez jak długi czas był w takim stanie. „73-latka przekonywała, że pies potrzebny jest jej do pilnowania posesji. Twierdziła, że ma bronić nie tylko jej, ale też terenu przed kunami i szczurami. Utrzymuje, że odpowiednio opiekowała się zwierzęciem” - poinformowała Kamila Wolańska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Lubaniu, cytowana przez TVN24.

Wiadomość o niepokojącym stanie zwierzęcia przekazali służbom sąsiedzi kobiety. Właścicielka psa usłyszała zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Nie było to bowiem jedyne zwierzę, jakie posiadała. Jak mówi prokurator, właścicielka pokrytego kleszczami kundelka była niezadowolona z tego, że zwierzę – nie chcąc szczekać – przestało pełnić funkcję stróża, a więc sprowadziła kolejnego czworonoga. Ten również został jej odebrany.

Kobiecie grozi do trzech lat pozbawienia wolności.



Zobacz także