Legendy Piwnicznej-Zdroju. Skarb na Pisanej Hali
Dawno temu gdzieś na Pisanej Hali ponoć było tajemne wejście do jaskini, z której można było przejść korytarzami, aż do Nowego Sącza, a byli też tacy, którzy mówi, że do pałacu hrabiego w Nawojowej. Mówiono, że w tej jaskini pełno jest skarbów: złota, pieniędzy i kamieni szlachetnych. Ludzie dyskutowali o skarbach, śniły im się nocami, kombinowali jak się do nich dostać. Pewien stateczny, ale niezbyt bogaty gazda Bortoj, pomyślał, że to on musi mieć ten skarb. W niedzielę palmową założył żelazną obręcz na siebie, poświęconą w święto Trzech Króli, kredą napisał 9 razy święte imiona, pokropił się święconą wodą, przeżegnał. Zrobił wszystko co trzeba, aby odpędzić złe moce. Czekał, aż zadzwoni dzwon w piwniczańskim kościele, co oznaczało, że idzie procesja z palmami. Jak tylko się rozniósł głos dzwonu, skały się rozstąpiły i przygotowany mężczyzna zobaczył prawdziwe skarby. Wszędzie było ich pełno, a na samym środku, na stercie złotych jaj siedział kogut, który patrzył na niego dziwnym wzrokiem. Przypomniał sobie, że procesja niedługo się kończy, a wraz z jej zakończeniem zamknie się też wejście do jaskini. Obserwowany przez koguta, popatrzył na skarby i nie wiedział co ma zabrać. Wtedy rzuciło mu się w oczy berło królewskie, które leżało na wierzchu innych skarbów. Złapał je i szybko wybiegł z jaskini. Bortoj miał niebywałe szczęście, bo właśnie w tym momencie dzwony ucichły i skały z powrotem zasłoniły wejście. Gazda odetchnął z ulgą, a potem ruszył w drogę powrotną do domu. Nagle usłyszał głośny huk, ze wszystkich stron zerwał się groźny wiatr, z oddali dobiegały dziwne dźwięki i już się chciał obejrzeć za siebie, kiedy przypomniał sobie, że nie wolno i że trzeba iść przed siebie. Biegł z góry, potykał się o korzenie, zjeżdżał po trawie. Zmęczył się strasznie i kiedy w końcu doszedł w bezpieczne miejsce wiatr przestał wiać, ucichły huki i piski, na niebie pojawiło się piękne słońce, trawka się zieleniła, ptaszki śpiewały. Dzielny gazda odetchnął z ulgą bo dom był już blisko. Z tych przeżyć i emocji odczuł potrzebę skorzystania z toalety. Wbił berło w kretówkę, zaczął ściągać spodnie, jednak obręcz, którą miał na sobie bardzo mu przeszkadzała. Ściągnął ją, a następnie położył na trawie. Wtedy wiatr zawiał z taką siłą, że ledwie utrzymał się na nogach. Okazało się że wichura porwał jego skarb. Nie mogąc go nigdzie znaleźć, w końcu powiedział, że diabli wzięli to jego berło, a następnie z oddali usłyszał chichoty. Przeżegnał się i zaczął modlić do Archanioła Michała, który broni człowieka od złego. Wrócił do domu, jednak nikomu nie powiedział gdzie był, ani co się stało. Kiedy inni starsi opowiadali o skarbach i tajnych korytarzach Bortoj już się nie ekscytował tymi historiami, tylko żegnał się i szeptał do siebie odejdź szatanie. A co się stało z tą jaskinią? Jaskinia na Pisanej Hali zarosła i chociaż inni szukali do niej wejścia, nikomu się nie udało. Wnuki gazdy czasem opowiadają, o przygodzie dziadka, który historię poszukiwania skarbu przekazał swojemu synowi.
fot. SHUTTERSTOCK
Legendy Piwnicznej-Zdroju. Olbrzym Kicarz
Kiedy Piwniczna jeszcze nie istniała na tym terenie, ale na jej miejscu rósł ogromny las pełen dzikich zwierząt, przez które przedzierali się kupcy ze swoimi wozami, wioząc skarby z Węgier na północ do Morza Bałtyckiego lub w przeciwnym kierunku. Kupców napadali zbójnicy, którzy zabierali im skarby i pozbawiali życia. W tych okolicach żył olbrzym, który nazywał się Kicarz. Swoim wyglądem wzbudzał strach, a skarby same lądowały w jego jaskini. Jednak życie w dostatku znudziło mu się i postanowił, że musi coś z tym zrobić. Tygodniami rozmyślał czym powinien się zająć, aż postanowił, aby usypać górę ze szczytu której wszystko będzie widział i jak pomyślał tak też zrobił. Stanął jedną noga nad Popradem, drugą na Brzenówkach i cały dzień pracował. Zbierał skały, glinę, kamyczki z rzeki, usypywał górę, jednak koło południa już zasypał dolinę między potokiem, dzisiaj nazywanym Łomniczanka, a Popradem. Po południu góra sięgała mu do pasa, jednak on nie przerywał pracy. Kicarz zmęczył się i wieczorem postanowił trochę odpocząć. Popatrzył na to co zrobił, przeciągnął się aż góra się zatrząsła, stanął mocno obiema nogami nad Popradem i jak stał, tak zasnął. Czy tak się zmęczył ta robotą? Czy z jakiejś innej przyczyny? Nie wiadomo, ale już więcej się nie obudził. Śpi tak podobno do tej pory i pewnie będzie tak spał do końca świata, a szkoda, bo gdyby się obudził to wiele mógłby opowiedzieć o tym co się w tym rejonie przez wieki działo.
fot. SHUTTERSTOCK
Legendy Piwnicznej-Zdroju. Mamuny
Dawniej żyło się zupełnie inaczej niż dzisiaj, ludzie mieli dużo czasu, więc wieczorami opowiadali sobie co się działo na świecie wokół nich. Najbardziej lubili rozmawiać o duchach. I tak legendą stała się historia mężczyzny, który pewnego wieczoru zagadał się ze szwagrem. Kiedy wracał do domu było już bardzo ciemno, więc postanowił wrócić skrótem, jednak nagle sobie uświadomił, że zabłądził. Za każdym razem kiedy chciał skręcić w swoją stronę coś go odciągało i nie pozwalało mu iść dobrą drogą. Nikogo nie widział, tylko od czasu do czasu słyszał jakieś kobiece śmiechy i piski. Mamuny, pomyślał, Mamuny, czyli kobiety, które zwodzą mężczyzn, takie duchy, upiory. Jak kogoś dopadły to do rana potrafiły go wodzić za nos. Mężczyzna zaczął się modlić, ale widocznie źle się modlił, bo Mamuny przywiodły go nad urwisko. Mężczyzna zjechał aż na sam dół, a zjeżdżając potargał całe ubranie. Kiedy już oprzytomniał zobaczył gdzie jest, że cmentarz i willa kolejowa są dokładnie przed nim. Otrzepał ubranie i poszedł drogą na Borowice. Kiedy doszedł na podwórko zaczęły piać koguty. Czy Mamuny faktycznie istniały? Czy wodziły niczego nieświadomych mężczyzn po terytorium Piwnicznej? Tego nie wiemy, ale jak pamiętacie ta historia zaczęła się od słów, że mężczyzna zasiedział się ze szwagrem, więc powód zabłądzenia i roztarganego ubrania może być zdecydowanie bardziej płynny, procentowy i prozaiczny.
fot. SHUTTERSTOCK