Minął prawie rok od zakończenia nagrywania programu, a życie uczestników znacząco się zmieniło. Grześ, który po rozstaniu z Martirenti znalazł ukojenie w podróży po Europie kamperem, dzieli się swoimi refleksjami na temat tego, co przyniósł mu ten czas.
- Ja nie mam sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o program i moje zachowanie w programie, więc nie miałem nic takiego w głowie, że spadnie na mnie fala hejtu. – podkreśla.
Nie chciałbym personalnie do nikogo uderzać, a szczególnie do Marty. Mimo wszystko darzę ją szacunkiem i nie chcę wyciągać różnych rzeczy. Nie to, żeby było tam nie wiadomo co do wyciągania. Nie jestem osobą, która z czegokolwiek chciałaby robić przysłowiową dramę. Na ten moment temat jest dla mnie zamknięty, przepracowany.
– mówi Grzegorz w RMF FM, podkreślając, że nie spodziewał się tak ogromnej popularności programu i zainteresowania, jakie przyniósł jego udział w nim. Fala wsparcia, jaką otrzymuje za pośrednictwem mediów społecznościowych, jest dla niego zaskoczeniem, ale i dowodem na to, że widzowie docenili jego postawę.
Grześ o relacji z Martirenti. „Nie chcę robić z tego dramy”
Mimo burzliwego rozstania, Grześ podchodzi do swojej przeszłości z Martirenti z dużym szacunkiem. „Byliśmy razem niecałe dwa lata” - przypomina, jednocześnie podkreślając, że nie ma zamiaru nikogo obwiniać ani wyciągać brudów. Dla niego pojawienie się Kuby, trzeciej osoby, która miała wpływ na ich relację, było jedynie bodźcem, który ujawnił problemy, jakie kumulowały się między nimi od dawna.
- Nie było takich sytuacji, żeby na tę relację miała jakikolwiek wpływ trzecia osoba.
- mówi Grześ, dając do zrozumienia, że rozstanie było efektem głębszych problemów, a nie zewnętrznej ingerencji.