Poplista

1
Zalia Diament
2
Switch Disco, Charlotte Haining, Felix I Found You
3
sanah Miłość jest ślepa

Co było grane?

01:04
Mariah Carey All I Want For Christmas Is You
01:07
Piotr Cugowski Zostań ze mną
01:10
sanah Miłość jest ślepa

Chris Cornell był w Polsce 3 lata temu...

Wczoraj świat obiegła smutna wiadomość o śmierci wielkiego amerykańskiego muzyka, wokalisty zespołów Soundgarden oraz Audioslave. Prawdopodobnie przyczyną śmierci było samobójstwo. Artysta zmarł w wieku 52 lat.

With @Soundgarden in Tuscaloosa

A post shared by Chris Cornell (@chriscornellofficial) on


W roku 2014 Soudgarden zagrali na Life Festival Oświęcim. Był to ich pierwszy występ w Polsce. Wtedy tez Chris udzielił niezwykle osobistego wywiadu dziennikarzowi RMF FM, Mateuszowi Smółce. „Zwykle po prostu podczas grania odlatuję, daję się porwać transowi grania muzyki” – powiedział m.in. Chris.  Zobaczcie jak wtedy zaśpiewał dla nas Chris Cornell.

Mateusz Smółka: Na początku rozmowy mam dla Was liczbę: 9369.
Chris Cornell: To naprawdę wyjątkowa liczba, którą podałeś.
MS: To dokładna ilość dni pomiędzy wydaniem Waszego debiutanckiego albumu a pierwszym polskim koncertem Soundgarden. Ponad 9 tysięcy dni czekaliśmy na Was w naszym kraju.
CHC:  Zastanawialiśmy się swego czasu kiedy zagrać w Polsce. I ktoś rzucił, może tak za 10 tysięcy dni. A ja powiedziałem: No nie, to naprawdę duży szmat czasu. Może lepiej zróbmy z tego co najwyżej jakieś 9 tysięcy.
MS: Ale teraz jesteście już gotowi zagrać w Polsce?
CHC: Tak, zdecydowanie tak.
MS: W Polsce na pewno macie bardzo cierpliwych fanów…
Kim Thayil: Mieliśmy zagrać w Polsce jako otwarcie koncertu Guns N Roses. To miało wydarzyć się w Warszawie, z tego co pamiętam w 1991 albo 1992 roku.
MS: Co się stało?
KT: Guns N Roses odwołali koncert.
CHC:  Często robili takie rzeczy.
KT: No więc skoro odwołali nie udało się przyjechać.
CHC: Dodatkowo tak się złożyło, ze kiedy w Polsce było już wystarczająco dużo naszych fanów, którzy chcieliby żebyśmy przyjechali i zagrali, my akurat nie graliśmy już tak dużo koncertów, jak na początku Soundgarden. Szczególnie dużo koncertowaliśmy między 87 rokiem a początkiem lat 90tych. W 1994 roku, kiedy ukazała się płyta „Superunknown”, już nie spędzaliśmy w trasie tyle czasu, co kiedyś.
MS: Festiwal, na którym zagracie w Polsce nazywa się Life Festival. I to jest wyjątkowy festiwal, który odbywa się w Oświęcimiu -  miejscu gdzie podczas drugiej wojny światowej znajdował się wielki obóz koncentracyjny…
KT: Auchwitz?
MS: Tak. Chciałbym zapytać jak odnosicie się do idei, które towarzyszą temu festiwalowi?  Bo Life Festival to nie tylko czysta rozrywka, ale także promocja takich wartości jak pokój czy tolerancja. Co sądzicie o tym pomyśle?
KT: To wspaniała sprawa.  Przede wszystkim to jest bardzo dobre dla miejscowej społeczności.  Myślę, ze chcieliby, żeby zrozumiano, ze oni nie tylko otoczeni są wspomnieniami tragicznej przeszłości, ale także mają pełne energii bieżące życie, sprawy które poruszają ich społeczność, kulturę. I myślę, ze chcieliby także położyć nacisk na tym, a nie tylko na pewnej bliźnie z przeszłości.  Tak ja rozumiem, te sytuację, czy mam rację?
MS: Tak, to prawda.
KT: Myślę, że to bardzo ważne, bo żyją tam ludzie, którzy mają dzieci, które chodzą do szkoły. Te dzieci potem zostają lekarzami, albo malarzami. One powinni mieć możliwość cieszenie się życiem w lokalnej wspólnocie, w której dorastają.  A nie tylko zmagać się ze znamieniem bardzo tragicznej wojny.
MS: Czy często zdarzało się Soundgarden grać w takich wyjątkowych miejscach, na wyjątkowych festiwalach? W miejscach, które kryją za sobą jakąś specjalną historię..
CHC: Tak. Choć oczywiście nie każdy koncert jest taki. Graliśmy w bardzo wielu interesujących miejscach, na interesujących wydarzeniach.  Czasami nawet nie mieliśmy pojęcia, że wydarzenie będzie miało jakiś motyw przewodni, zanim tam dotarliśmy i zaczęliśmy rozkładać sprzęt.
KT: Pamiętam, że graliśmy na komunistycznym wiecu w 1988 roku w Pizie we Włoszech. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, że to będzie komunistyczny wiec, dopóki nie zaczęliśmy grać. Przyjechała policja i próbowała stłumić muzykę oraz demonstracje, które towarzyszyły temu wydarzeniu. Byliśmy źli na promotora koncertowego, że nie pozwolił nam wziąć udział w tym wymiarze naszego show.
CHC: Wydaje mi się, ze jednym z głównych tematów tego wiecu była walka o legalizację narkotyków.
KT: Marihuany..
CHC: Tak, Heroiny i marihuany.  A promotorzy koncertowi nie powiedzieli nikomu, że my o tym nie wiemy.  Dlatego podczas wywiadów dziennikarze mówili nam, jak to niesamowite ze przyjechaliśmy do Włoch wspierać problem legalizacji narkotyków. A w tym samym czasie policja z bronią automatyczną była dosłownie wszędzie, otoczyli nas.  Ale to oczywiście trochę inny przykład, niż to o czym rozmawialiśmy wcześniej. Dla nas to było coś na zasadzie konfrontacji, a nie celebrowania czegoś, czy skupienie się na jakimś ważnym temacie, wydarzeniem które ma przy okazji w sobie muzykę. To było naprawdę dziwne.
MS: Udzielacie wywiadów od naprawdę długiego czasu. Zastanawia mnie jakie jest najbardziej denerwujące pytanie, które wciąż słyszycie od dziennikarzy? (5:35)
CHC: To pytanie o inspiracje. Nie mam wątpliwości, że to właśnie to pytanie.  To przy okazji jedno z najnudniejszych z możliwych pytań. Podstawowa sprawa – jeśli nie potrafisz tego usłyszeć w czyjejś muzyce, to stratą czasu jest też pytanie o to. Pytanie o inspiracje jest naprawdę najbardziej oczywistych i przy okazji pojawia się bardzo często. Z mojej perspektywy ono pada na każdym wywiadzie, jakiego kiedykolwiek udzieliliśmy przez prawie 30 lat. A odpowiedź wcale nie daje wiele informacji.  Jesteśmy zespołem złożonym z czterech różnych facetów. Czterech różnych muzyków przynoszących swoje pomysły.  Nasz zespół to cztery osoby o różnym muzycznym guście, który przy okazji cały czas się zmienia.  A w tym czasie kiedy piszemy piosenkę, ona po prostu brzmi jak numer Soundgarden. Nie jesteśmy zwykle podzieleni na kategorie według tego, kto czym się inspiruje.  Czasami możemy jedynie dyskutować do czego coś jest podobne.
Co w tym temacie mnie zastanawia, że ludzi wciąż to na tyle interesuje, ze o to pytają. I to nawet nie tyle interesuje czytelników czy widzów, ale dziennikarzy. To oni wydają się zawsze zainteresowani naszymi inspiracjami. A tak naprawdę nigdy do końca nie interesują się odpowiedzią na to pytania, chyba że jest prosta. Byłaby taka, gdybym wymienił jednego konkretnego Artystę albo zespół i powiedział – dla mnie to on.
KT: Moglibyśmy wymieniać dziesiątki zespołów, a oni i tak koniec końców napiszą Led Zeppelin, czy Black Sabbath. I mają wielki problem żeby uwierzyć, że na początku zespołu z Chrisem nie słuchaliśmy Led Zeppelin czy Black Sabbath. Słuchaliśmy czegoś, co ma podobne oddziaływanie na muzykę, jak np. Bauhaus, Joy Division, Wire. Słuchaliśmy amerykańskich zespołów post hardcorowych.  Tego właśnie słuchaliśmy i pewnie możemy to nazwać naszymi inspiracjami. Ale oczywiście prawdą jest, że w czasach przed powstaniem zespołu, kiedy byliśmy młodsi, podziwialiśmy i kochaliśmy Led Zeppelin, Black Sabbath, AC/DC czy Aerosmith, czy Kiss. Niektórzy lubili coś z tej listy, inni wszystkich z tej listy. Dlatego wolę nie mówić, że ktoś nas zainspirował, a raczej mówić o bardzo mocnym szacunku, jakim darzymy pewnych wykonawców. A fakt ze brzmimy jak oni, jest też kwestią przypadku i innych czynników. Bo przecież można osiągnąć takie brzmienie też poprzez słuchanie Bauhaus „In the Flat Field”, czy Black Flag „My War”.  Z tego też może wyniknąć coś w stylu Black Sabbath. Ale np. nasz „Badmotorfinger” w ogóle nie brzmi jak Black Sabbath.
MS: Wyobraźcie sobie proszę taką sytuację – spotykacie człowieka, który słucha muzyki, ale nie ma w ogóle pojęcia czym jest muzyka grunge. Jak wytłumaczyliście mu w dosłownie w kilku zdaniach czym jest grunge? (8:20)
CHC: Nie byłbym w stanie tego zrobić, bo sam nie mam pojęcia, czym jest muzyka grunge. To nie ja nazwałem ją muzyką grunge. Nie sądzę żeby którykolwiek z zespołów, które są w jakiś sposób kojarzone z tym „gatunkiem” nazwanym grunge, brzmiał bardzo podobnie do innego w tej grupie. Wolałbym zapytać Ciebie:  czy sądzisz, że Soundgarden brzmi podobnie do Nirvany albo Pearl Jam, albo Mudhoney? Bo my uważamy, że nie.
MS: A jakiej jednej piosenki powinien posłuchać, żeby wiedzieć co to grunge, żeby poczuć jego ducha?
CHC: Wybrabym „Smells Like Teen Spirit”. To jest grunge dla mnie. To jest to sarkastyczne nastawienie, inteligentne, proste. Do tego niszczące wszystko gitary i wideo w którym noszą porwane ubrania, w stylu ludzi, z którymi chodzisz do liceum, jeśli jesteś akurat w takim wieku.
Czy w takim razie nie lubcie tego że jako zespół jesteście kojarzeni z grungewym ruchem?
CHC: Nie, to nie tak, że mi się to nie podoba. To po prostu nie jest ani ruch, ani gatunek. Jesteśmy dumni z tego, ze jesteśmy z Seattle, że wszystkie zespoły stamtąd to nasi przyjaciele.
KT: To są nasi rówieśnicy, ale też nawzajem się inspirowaliśmy. Widzimy ich jako część pewnej społeczności, które wspólnie z nimi dzielimy. Ja nie wiem czy to się powinno nazywać się grunge, myśmy tego nie wymyśliliśmy, to w żaden sposób nas nie określa. Ktoś inny dał nam te łatkę, przez konkretne miejsce, z którego się wywodzimy.  I tak już zostało. To jest sposób na sprzedawanie magazynów i na organizowanie półek w sklepach z płytami.
CHC: Słowo grunge po prostu zastąpiło słowo Seattle. Zanim zaczęto używać słowa grunge , nazywano to „brzmieniem Seattle” albo „sceną Seattle”.  I łatwiej było przyznać, że jest się częścią czegoś takiego, bo stamtąd jesteśmy, to pewna sprawa. Jesteśmy częścią tamtej konkretnej sceny i takie podejście ma sens. A Grunge? Myśle ze Mudhoney to jest zespół, który na pewno nazwałbym grunge’owym, oni brzmieli tak, jak ja rozumiem te nazwę.
KT: Jeśli miałbyś opisać brzmienie Seattle to myślę, że wszystkie zespoły czuły mocny sentyment do The Stooges i Black Sabbath, a przy okazji do bardzo wielu innych rzeczy. Ale jeśli złożyć parę tych czynników razem powiedziałbym, że jedną z wyróżniających cech zespołów z Seattle był fakt, że to były hard rockowe grupy mocno czerpiące z punk rocka oraz heavy metalu. I pewnie można podać przykłady grup ikon z obu tych gatunków  - to mogą być z jednej strony Black Sabbath, a z drugiej The Stooges, The Ramones albo Black Flag. I to jest coś co prawdopodobnie łączy zespoły z Seattle.
MS: Muszę Was zapytać o największy hit z „Superunknown”, największy Wasz hit także w Polsce. Każdy fan rocka w Polsce zna ten kawałek - matki, żony, dziadkowie, wszyscy. To „Black Hole Sun”. Pamiętacie ten moment kiedy pisaliście ten riff, te słowa? Czy wtedy czuliście że ten kawałek stanie się tak wielkim rockowym klasykiem?
CHC: Nie, ja czułem, że to będzie raczej piosenka schowana głęboko w środku płyty. Kiedy już ja przygotowaliśmy oczywiście czuliśmy, ze powinna znaleźć się na płycie. I w końcu wylądowała na miejscu nr 7 na płycie, co mniej więcej jest środkiem albumu. I to nam pasowało i wydawało się ok. I myśleliśmy, że to jest właśnie miejsce, gdzie ta piosenka się odnajdzie.  Ale kiedy zaczęliśmy puszczać płytę znajomym, wtedy „Black Hole Sun” zaczęło wzbudzać zainteresowanie…
KT: Nasi przyjaciele, którzy posłuchali „Superunknown” zaczęli zwracać uwagę na ten właśnie utwór.  Niekoniecznie dlatego, że to był utwór, który podoba im się najbardziej na albumie, było tam przecież mnóstwo dobrych kompozycji.  Ale wybierali tą i mówili: „Rany, to jest Wasz hit”. Ona jest chwytliwa i będzie wielka.  To była także opinia Hiro Yamamoto, który współzakładał z nami Soundgarden ( nie wiem czy tak daleko dogrzebałeś się w naszej historii). Wpadł do nas w tamtym czasie i powiedział: „O mój Boże, Panowie macie hita”. A ponieważ on jest z natury cynikiem, to fakt, ze powiedział coś tak pozytywnego był bardzo interesujący.  Ale inni nasi Przyjaciele mieli takie samo zdanie.
MS: A jaki jest Wasz ulubiony moment „Superunknown”? Osobiście?
KT: Tak samo jak nasze życie jest bardzo dynamiczne i tak wiele się zmienia, tak samo sprawa się ma z odpowiedzią na to pytanie.
MS: Wybranie jednej piosenki jest pewnie niemożliwe…
CHC: To także jest pytanie, które często się pojawia – „jaka jest Twoja ulubiona piosenka z tego albumu”. Dla mnie w większości te emocję biorę się z tego co dzieje się z tą piosenką „na żywo”. To jest właśnie ta najświeższa relacja, w którą wchodzę z konkretną piosenką.  A ta cały czas wiele się zmienia.
KT: Większość z tych piosenek była moimi ulubionymi z tego albumu, na różnych etapach mojego życia. Minęło 20 lat..
MS: Wasza muzyka wpływa na ludzi fizycznie i psychicznie..
KT: Sprawia, że wymiotują?
MS: Nie, chodziło mi raczej o gęsią skórkę, łzy, czy wielki ładunek energetyczny którym ich napełniacie. Zastanawiam się, jakie są Wasze emocje na scenie.  Jak opiszecie Wasze emocje, kiedy wykonujecie na żywo piosenki Soundgarden?
CHC: To zależy od wielu rzeczy.  Kiedy wszystko idzie dobrze, wtedy raczej nie zwracam uwagi na nic konkretnego. Po prostu zatracam się piosence.  Ale kiedy pojawiają się jakieś problemy techniczne, kiedy np. coś nie brzmi dobrze, wtedy moja uwaga skupia się właśnie na tym. „Boże nie, to nie brzmi dobrze” . A potem zapominam o tym i znów udaje mi się wrócić do piosenki. Zwykle po prostu podczas grania odlatuje, daje się porwać transowi grania muzyki. I przez to nie mam jakiejś wyjątkowej ilości wspomnień z występów na scenie, co pewnie jest dziwne.  W ciągu naszej kariery, każdy inny muzyk tego zespołu ma więcej konkretnych wspomnień związanych np. z tym co wydarzyło się w połowie jakiegoś koncertu. Kiedy wszystko gra dobrze, ja po prostu tracę się w danej chwili.
KT: To jest moment taki jak ten, kiedy Michael Jordan jest już tylko chwile przed zrobieniem wsadu.  Język wystaje mu z ust, jest już pod koszem. Ten rodzaj emocji w pewnych chwilach zdarza się także muzykom, nie tylko sportowcom.
CHC: Do tego dochodzi też kwestia oddechu. Są piosenki, w których śpiewam bardzo wysoko. Jedną z nich jest „4th of July”, tam jest sporo wysokich partii. „Limo Wreck” też jest taką piosenką i tam przy okazji zawsze gram złą partię gitary w refrenie. Dopiero ostatnio zdałem sobie sprawę, że to dlatego, że brakuje mi tlenu i mój mózg jest niedotleniony z powodu śpiewania wysokich dźwięków.  I z tego powodu ręce, które w tym samym czasie grają na gitarze nie robią tego, co powinny.
KT: To tak samo jak sportowiec który biega tam i z powrotem po boisku i jego płuca przechodzą hiperwentylację.
CHC: A potem on zastanawia się czemu coś nie wychodzi, coś co było takie proste, a on jest tak profesjonalny i zarabia tyle pieniędzy…
KT: Język na wierzchu, jest coraz bliżej, ale wciąż pudłuje..


 

Polecamy

Więcej z kategorii

Najchętniej czytane