„Love the life you live. Live the life you love”. Według tej zasady starał się żyć Bob Marley, który pomimo bardzo krótkiego życia, wydawał się wykorzystać je do granic możliwości.
Zmarły dokładnie przed 36 laty muzyk był niezaprzeczalnie jednym z najważniejszych artystów w historii muzyki. Stał się prekursorem i największym ambasadorem muzyki reggae na świecie. Jego niezapomniane przeboje, a wśród nich „No Woman, No Cry”, „Could You Be Loved” czy „Iron Zion Lion”, cieszyły i nadal cieszą się popularnością nie tylko wśród sympatyków wykonywanego przez Marleya gatunku czy Rastafarian.
Potwierdzenie jego niemałego wpływu na historię i kształtowanie się muzyki znajdziemy chociażby w liczbach. Na całym świecie za życia Marleya i już po śmierci sprzedano ponad 75 milionów płyt – zarówno solowych, jak i tych nagranych z grupą The Wailers, z którą współpracował w początkach swojej kariery. Według magazynu Forbes Marley jest piątym z najlepiej zarabiających, nieżyjących ludzi, z rocznym przychodem wynoszącym 20 milionów dolarów.
Poza trzynastoma albumami studyjnymi i jeszcze większą ilością wszelkich kompilacji i płyt koncertowych, artysta pozostawił po sobie również niemałą spuściznę w postaci potomstwa. Większość z jedenaściorga dzieci muzyka poszła w ślady ojca i kontynuuje propagowanie reggae na świecie.
Marley był zdeklarowanym sympatykiem marihuany i Rastafarianinem. W latach 70. muzyk w niemałym stopniu spopularyzował idee ruchu Rastafarian na świecie. Jednak to również one przyczyniły się do tak wczesnego odejścia największego guru muzyków wykonujących reggae. Po zdiagnozowaniu u niego nowotworu, ze względu na swoje poglądy religijne, wielokrotnie odmawiał leczenia konwencjonalnymi metodami. Od 1977 roku żył z rakiem, którego przerzuty spowodowały późniejszą śmierć artysty.
Dokładnie 36 lat temu świat obiegła informacja, która zasmuciła fanów Boba Marleya na całym świecie. Artysta zmarł 11 maja 1981 roku, jednak w historii muzyki i sercach milionów zapisał się na zawsze.