Justyna Steczkowska chce na Eurowizję
O Justynie Steczkowskiej od paru dobrych miesięcy głośno jest w kontekście nadchodzącej Eurowizji. Piosenkarka zadeklarowała, że jest gotowa reprezentować w tym roku Polskę z utworem „WITCH-ER Tarohoro”, który wykonała na żywo podczas imprezy sylwestrowej telewizyjnej Dwójki. W ostatni piątek Telewizja Polska zamknęła zgłoszenia w ramach preselekcji. Justynie i innym ich uczestnikom pozostaje teraz czekać na ogłoszenie wyników.
Rodzinna tragedia u Justyny Steczkowskiej
W poniedziałek ubiegająca się o występ w szwedzkim Malmö gwiazda wzięła udział zorganizowanej na Instagramie transmisji na żywo, w czasie której nie zabrakło tematu konkursu Eurowizji. Justyna Steczkowska odniosła się m.in. do pogłosek, jakie krążyły, gdy jakiś czas temu nie zorganizowała zapowiadanego wcześniej live’a. Pojawiły się podejrzenia, że jeszcze przed ogłoszeniem preselekcji 51-latka miała zostać nominowana do reprezentowania Polski, ale ostatecznie nie doszło to do skutku, stąd też nagła zmiana planów. Okazuje się, że powód niestawienia się na Instagramie był zupełnie inny. Prawda jest niezwykle smutna.
Rzeczywiście, odwołałam live z bardzo ważnego i smutnego powodu. Mieliśmy w domu bardzo chorego kotka mojej córeczki. Leczył się już drugi tydzień, byłyśmy pełne nadziei, że wyzdrowieje. Trzeba było mu codziennie robić zastrzyki, przez pierwszy tydzień jeździłyśmy do weterynarza, potem zastrzyki musiałyśmy kupić i robiłyśmy same w domu – wyznała Justyna.
Niestety stan zwierzęcia nie ulegał poprawie. W dniu, w którym miała przeprowadzić dla swoich fanów transmisję, jej rodzinę dotknęła tragedia.
Rano, w dniu tego live, córeczka mnie obudziła, bo kotek bardzo ciężko oddychał. Wstałam, zaczęłam dzwonić do weterynarza, ale kot po prostu umarł mi na rękach. To była tak trudna sytuacja. Zwierzątko jest jak domownik. Zajęłam się córką, pomogłam jej to przejść. Do dzisiaj trwa strach, że wszystko, co jest jej, zaraz znika. Wtedy nie było dla mnie nic ważniejszego. To się wydarzyło o siódmej rano, i przez kilka dni było najważniejszą sprawą dla nas wszystkich – ogarnąć to wszystko, zrobić mu taki nasz domowy pogrzeb, zająć się córką, żeby mogła się pozbierać – wyjaśniła mama 11-letniej Heleny.