Karolina Skiba miała raka. Wiedzieli tylko najbliżsi
Karolina Kempińska i Krzysztof Skiba długo pojawiali się na głównych stronach portali. Wszystko za sprawą ich związku. Zakochanych dzieli spora różnica wieku – 26 lat. Nie przejęli się jednak krytycznymi komentarzami i w sierpniu wzięli ślub.
O Karolinie ponownie zrobiło się głośno z powodu jej problemów zdrowotnych. Żona Krzysztofa Skiby wyznała, że 3 lata temu dowiedziała się o złośliwym raku. Choć wcześniej unikała tego tematu, swoją historią chce uświadomić inne kobiety.
Długo ukrywałam raka piersi i wiedzieli o nim tylko najbliżsi. W dzień ostatniej chemioterapii napisałam o tym na Facebooku i Instagramie (2,5 roku temu), bo czułam potrzebę "zamknięcia". W mediach nigdy o tym nie mówiłam, za wyjątkiem tego jak poprosiłam, by nie pytać więcej o dzieci, bo nie mogę ich mieć, ale nie tłumaczyłam wtedy czemu. Z Krzysiem chcieliśmy to ukrywać, by nie zostało to źle odebrane, że człowiek się żali. A nie o to chodzi. Chodzi o prewencję, która jest najważniejsza! – mówiła w rozmowie z cozatydzien.tvn.pl.
Jak wspominała, guzka w piersi wykryła przypadkiem. Choć był bardzo mały, zaniepokoiła się i poszła do lekarza. Po badaniach okazało się, że ma złośliwy nowotwór piersi. Tego samego dnia poinformowała o diagnozie bliskich.
Po USG pan doktor kazał mi następnego dnia przyjść na biopsję. Powiedział, że to źle wygląda. Płakałam całą drogę do domu. Wynik biopsji był jednoznaczny — szpital i wycięcie guzka. Na szczęście, był on mały. Po operacji przeżyłam najdłuższe 3 tygodnie w swoim życiu, gdy czekałam na histopatologię. Niestety, wyszło, że mam raka trójujemnego. W jednej chwili jakby świat zawalił mi się na głowę i przepłakałam ponownie godzinę. Oznajmiłam to bliskim i spontanicznie postanowiłam pojechać w góry, by sobie coś udowodnić, wspięłam się z bliską osobą na wysoki szczyt. Podeszłam do tego zadaniowo: leczenie i pozytywne podejście - wspominała.
Karolina Skiba miała raka piersi. Przeszła siedem operacji
Karolina Skiba przeszła chemioterapię i siedem operacji. Ostatnia z nich odbyła się końcem zeszłego roku:
Pierwsze były 2 operacje, potem chemioterapia (6 miesięcy), a potem 5 operacji w różnych okresach. Ostatnią miałam w grudniu zeszłego roku, profilaktyczną.
Jak podkreśliła, przez cały czas była wspierana przez najbliższych. Dużą rolę w powrocie do zdrowia odegrały również jej pieski, które wyczuły, że coś jest nie tak. Dzięki nim szybciej stanęła na nogi.
Od początku najbliższe mi osoby o tym wiedziały i bardzo mnie wspierały. W mojej rodzinie mówimy sobie wszystko. Najbardziej przeżywała mama i jeszcze bardziej nas to zbliżyło. (…) Moje psiaki czuły, że coś jest nie tak: operacje, moje pobyty w szpitalach, chemia. Były wtedy o wiele spokojniejsze, jeszcze czulsze, bardzo mnie wspierały. Gdy wracałam ze szpitali czy z chemii, były delikatne i całymi dniami przechodziły w tryb leżenia z pańcią (za wyjątkiem spacerów). Tak naprawdę dzięki nim miałam szybką motywację do wstania. Lekarze mówili, że mam 2 tygodnie tylko leżeć, a ja już następnego dnia jeździłam z nimi do lasu i spacerowaliśmy wolnym krokiem godzinami, by potem leżeć - mówiła.
Na koniec zaapelowała o regularne badania i zaufanie lekarzom:
Myślcie pozytywnie! Róbcie to, co każą lekarze. Niestety, niektóre dziewczyny nie chcą poddać się standardowemu leczeniu i potem źle się to kończy. Pamiętajcie, lekarze wiedzą, co robią.