Bała się o życie syna
Kobieta była przekonana, że gdy tylko jej, dziesięcioletni dziś, syn wyjdzie z domu, natychmiast umrze. Sama też bała się o swoje zdrowie. Stany lękowe wywołała u niej pandemia. By nie dopuścić do zarażenia koronawirusem, nie pozwoliła swojemu mężowi wejść do ich wspólnego mieszkania. W tym czasie mężczyzna mieszkał kątem u znajomych. W końcu postanowił wynająć mieszkanie. Przez cały czas płacił czynsz i rachunki za mieszkanie, w którym zabarykadowała się jego żona. By ona i syn nie umarli z głodu, podrzucał im zakupy spożywcze. Po latach mężczyzna nie wytrzymał i poprosił o interwencję policję.
Początkowo funkcjonariusze nie uwierzyli relacji "eksmitowanego" ojca. W końcu jednak zdecydowali się zareagować. Najpierw zadzwonili do 33-latki, a następnie przeprowadzili wideorozmowę.
Zobaczyłem dziecko, które w chwili, gdy jego matka podjęła decyzje o izolacji, miało siedem lat. Przez trzy lata nie kontaktowało się z nikim innym niż mama. Było bardzo zarośnięte. Czas wypełniało sobie rysowaniem po ścianach
– relacjonował policjant w rozmowie z NDTV.
Mieszkanie było w opłakanym stanie
W rozmowie śledczym udało się przekonać kobietę, by wyszła z domu i wraz z synem zgłosiła się na komisariat. Ostatecznie pojawiła się na posterunku, ale nie zabrała dziecka. W tej sytuacji policjanci zdecydowali się wkroczyć do mieszkania.
Widok lokalu mocno nimi wstrząsnął. Wszędzie leżały stosy śmieci, brudnych ubrań oraz włosów. Wszystkie sprzęty pokrywała gruba warstwa brudu. O mdłości mundurowych przyprawił unoszący się smród.
W jednej z bardzo zabrudzonych sypialni siedział 10-letni chłopiec. Jak relacjonowali funkcjonariusze, miał "pusty wzrok". Wejście nowych osób najwyraźniej go zszokowało. Zarówno on, jak i jego matka trafili na obserwację psychiatryczną.
Zarówno syn, jak i żona są teraz leczeni. Mam nadzieję, że moje życie wkrótce wróci na właściwe tory
– powiedział agencji ANI Sujan Majhi z indyjskiego miasta Gurugram.