Walki toczą się nie tylko w realnym świecie...
Agresja Rosji nie rozpoczęła walk tylko na terytorium Ukrainy. Zapoczątkowała również internetową wojnę, w której główne skrzypce grają przede wszystkim fake newsy oraz rosyjska propaganda. Przekonaliśmy się o tym już w pierwszym dniu rosyjskiego ataku, gdy z powodu nieprawdziwych informacji stacje benzynowe zapełniły się od samochodów.
Nie ulega wątpliwości, że Internet jest teraz podstawowym narzędziem komunikowania się i pokazywania światu, co dzieje się w Ukrainie. W mediach społecznościowych możemy znaleźć mnóstwo zdjęć żołnierzy, czołgów i innych jednostek wojskowych. Publikując takie treści w sieci musimy mieć jednak na uwadze, że każdy użytkownik Internetu może je zobaczyć.
Nie publikuj zdjęć i nagrań jednostek wojskowych
Przed niebezpieczeństwem płynącym z nadmiernego udostępniania informacji o działaniach zbrojnych ostrzega nadkom. Małgorzata Sokołowska, która prowadzi w sieci bloga "Z pamiętnika policjantki". Wszystko to z uwagi na to, że wkrótce przez terytorium Polski mogą przejeżdżać transporty z pomocą wojskową dla Ukrainy. Funkcjonariuszka zaapelowała, aby powstrzymać się od udostępniania w sieci zdjęć i nagrań jednostek wojskowych, a także:
- tras, po których się przemieszczają,
- czasu i miejsca ich spostrzeżenia,
- ich znaków taktycznych i numerów rejestracyjnych,
- wizerunku żołnierzy z ich stopniami
- informacji o rodzaju formacji wojskowych.
Dlaczego nie powinniśmy publikować w sieci takich danych? Powód wydaje się oczywisty. Publicznie udostępnione treści może zobaczyć każdy. Wśród widzów tego typu treści mogą być osoby, które wspierają wrogą stronę, lub nawet sami żołnierze. Pomimo tego, że widok pojazdu wojskowego może wywołać spore zaskoczenie, powinniśmy powstrzymać się od dodawania do mediów społecznościowych wyżej wymienionych informacji. W ten sposób, nawet nieświadomie, możemy wesprzeć rosyjskie wojska.