Punktualnie o 23 przy dźwiękach rozpoczynającego koncert „One Vision” opadła wielka kurtyna ze znanym każdemu fanowi rocka logo grupy Queen. W tej samej chwili prawdziwy dreszcz emocji przeszył komplet publiczności zgromadzony pod sceną. Dźwięki dochodzące ze sceny brzmiały jak stary, dobry, ukochany Queen.
Na żywo szybko potwierdziło się, ze pomysł na zestaw Queen + Adam Lambert to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Brawa za odwagę dla kręgosłupa zespołu, czyli Briana Maya (gitara) i Rogera Taylora (perkusja), za to że zaryzykowali i zaufali Adamowi Lambertowi. To niezwykle utalentowany wokalista, rasowy rockowy frontman, showman z poczuciem humoru, a przy tym bardzo skromny człowiek, który wie, ze na tych koncertach najważniejsza jest muzyka Queen.
Adam nie musiał zdobywać publiczności w Oświęcimiu, ona była jego od pierwszych chwil koncertu. A ten zaczął się z prawdziwym rockowym pazurem, z Brianem May’em wygrywającym riffy na swojej unikalnej gitarze Red Special. „Hammer to Fall”, „Seven Seas of Rhye” oraz „Stone Cold Crazy” to był prawdziwy rockowy nokaut. Nawet ulewa, która rozpętała się już na początku koncertu nie była w stanie zatrzymać entuzjazmu zespołu i fanów. Publiczność tak tłumnie i ochoczo przetańczyła „Another One Bites the Dust”, jakby to była bezchmurna noc. „Pogoda nas nie oszczędza, ale nie damy się zatrzymać. Bawimy się dalej!” – tak Brian May pocieszył fanów, którzy ani myśleli zniechęcić się przez deszcz. Wskazać najlepsze momenty takiego koncertu, który składa się z samych uniesień to zadanie właściwie niemożliwe. Na pewno długo nie zapomnimy, kiedy w połowie koncertu sam Brian May wykonał akustycznie jedną z najbardziej intymnych i przy okazji najpiękniejszych kompozycji Queen – „Love of My Life”. To dla Freddiego, to dla niego zaśpiewajmy te piosenkę” – tak ją zapowiedział zanim zabrzmiały pierwsze nuty. Kiedy śpiewał, do wykonania włączyła się publiczność, a wreszcie na telebimach zobaczyliśmy samego Freddiego, który także zaśpiewał kilka linijek tekstu. Wyjątkowa chwila, prawdziwy dowód na to, że najwięksi artyści żyją wiecznie dzięki swoim piosenkom. Wzruszające momenty mieszały się tego wieczoru z radosną rock n rollową zabawą. „Somebody to Love”, „A Kind of Magic”, „Crazy Little Thing Called Love”, czy „I Want to Break Free” to radiowe hity, których teksty razem z Adamem śpiewały wszystkie pokolenia fanów, które stawiły się w Oświęcimiu. A ile radości i uśmiechu było w tym śpiewaniu i tańczeniu! Kto był, ten wie.
Na finał wieczoru Queen zostawiło największy kaliber swoich kompozycji. Zaczęło się od „Bohemian Rhapsody”, w którym ponownie pojawił się na telebimie sam Freddie i po równo podzielili się z Adamem Lambertem obowiązkami wokalnymi. A może to jest właśnie najwybitniejszy kawałek w historii rocka. Nigdy ostatecznie tego nie stwierdzimy, ale wczorajsze wykonanie zapamiętamy na lata. Zaraz potem zagrali „Radio Ga Ga”, w którym też nie zabrakło okazji do wspólnych śpiewów i wyklaskiwania refrenu. Skoro mowa o klaskaniu, to nie ma słynniejszego motywu żeby dać z siebie wszystko w tym temacie niż nieśmiertelne „We Will Rock You”. Było głośniej niż na niejednym meczu. Kropką nad i tego wieczoru okazało się „We Are the Champions”. Fani zrobili niespodziankę zespołowi wznosząc do góry biało czerwone flagi i dzięki temu stadion na oczach Queen pokrył się naszymi narodowymi barwy. Finał godny królewskiego koncertu. God Save the Queen!