Turystka zadzwoniła po pomoc. Ratownicy szukali jej przez wiele godziny
28-latka z Niemiec w środowy wieczór zadzwoniła na 112. Przyznała, że jest w górach, ma problemy z nogą i nie jest w stanie kontynuować schodzenia. Niestety, jakość połączenia była bardzo słaba. Dyspozytor ustalił jedynie, że kobieta jest w lesie, a w pobliżu powinien być szałas. W związku z niekonkretnymi danymi postanowiono namierzyć turystkę przez lokalizację telefonu. Na początku aparatura wskazała rejon Gołkowic Górnych koło Starego Sącza – na miejsce wysłano służby ratunkowe: straż pożarną, policję i oddział ratunkowy GOPR. Niestety, poszukiwania okazały się bezskuteczne. Kolejne próby wyszukiwania wskazały zupełnie inny punkt na mapie – rejon Jankulakowskiego Wierchu koło Białki Tatrzańskiej. Również tam w środku nocy wraz z psem do poszukiwań ruszyli ratownicy.
Przeszukali ten obszar, ale nikogo nie znaleźli - mówi kierownik dyżuru TOPR Witold Cikowski.
W tym czasie policja ustaliła, że turystka mogła zatrzymać się w jednym z pensjonatów na Słowacji i w schronisku Chata Zamkowskiego (1475 m n.p.m.) w Tatrach.
Nasz dyspozytor zadzwonił na Słowację i ustalił, że poszukiwana osoba rzeczywiście nocowała w Chacie Zamkowskiego i zamierzała przez góry przejść do innego schroniska Chata Zbójnicka i potem do kolejnego - Śląski Dom - mówi Witold Cikowski.
Pracownicy schroniska odradzali wychodzenia w wysokie partie gór
Po kolejnej rozmowie okazało się, że 28-latka w góry wybrała się w towarzystwie psa. Ponadto dyżurny ratownik TOPR dowiedział się, że pracownicy schroniska Chata Zbójnicka (1960 m n.p.m.) tego dnia odradzali wyjścia w góry. Panowały tam wówczas bardzo trudne warunki turystyczne. Czas mijał, a kobiety nie udało się odnaleźć.
Kilka godzin później do toprowców w Zakopanem dotarło zgłoszenie od turysty, który wędrował po tatrzańskich szlakach po słowackiej stronie, a dokładnie między przełęczami Rohatka i Polski Grzebień, po północnej stronie szczytu Mała Wysoka. Polak poinformował dyżurnego, że dostrzegł zwłoki młodej kobiety, przy której czuwał pies.
Wiadomość przekazaliśmy stronie słowackiej - relacjonuje Witold Cikowski.
Potwierdzono, że to ta sama turystka, która dzwoniła wcześniej pod polski numer alarmowy. Słowackim ratownikom pozostał smutny obowiązek zniesienia zwłok.
Słowaccy ratownicy przenieśli ciało turystki nad Litworowy Staw Białowodzki, skąd dalej przetransportowano je śmigłowcem. Psem zaopiekowali się słowaccy policjanci.
Nie wiemy dlaczego te wcześniejsze informacje, bardzo precyzyjne, pokazywały dwa miejsca, zupełnie inne miejsca, niż to w którym znajdowała się kobieta. Nie jest przecież możliwa bilokacja telefonu - przyznaje Witold Cikowski.