W ciągu ostatnich dwudziestu lat The Chemical Brothers przedefiniowali koncepcję muzyki elektronicznej w wydaniu live. Ich koncertowe oblicze ewoluowało od skromnych początków w wilgotnych klubach Londynu do jednego z najbardziej oczekiwanych festiwalowych show na świecie. Przez cały czas oddani są tej samej, podstawowej idei, że występ powinien tworzyć własną transcendentną przestrzeń audio-wizualną, w której widzowie mogą się zatracić na te 90 minut.
Trwająca od dawna współpraca The Chemical Brothers z reżyserem i artystą wizualnym Adamem Smithem w dalszym ciągu wywołuje wśród światowej publiczności niemal halucynogenne efekty. 20 sierpnia szanse na takie przeżycia będzie miała krakowska publiczność.
Najnowszy album zespołu - "Born In The Echoes" - zadebiutował na pierwszym miejscu listy najchętniej kupowanych płyt w Wielkiej Brytanii w lipcu 2015 r. To już szósta studyjna płyta The Chemical Brothers, która zaraz po premierze ląduje na szczycie UK Top 40. Tym samym kolejne pokolenie wychowuje się na elektronice brytyjskiego duetu, mającego swoje stałe miejsce w historii współczesnej muzyki.
Pochodzące ze słonecznej doliny San Fernando w Kalifornii trio HAIM zostało założone przez siostry Este, Danielle i Alanę. Ich debiutancki album „Days Are Gone” przywrócił światu nieco zapomnianą formułę rockowych piosenek w stylu najlepszych płyt Fleetwood Mac.
Płyta, która ukazała się późnym latem 2013 roku, była nie tylko idealnym hymnem młodości i odchodzącej laby, ale przede wszystkim prezentowała niezaprzeczalny talent dziewczyn do komponowania. Całość sprawiła, że zespół zdobył uznanie wśród krytyków i fanów na całym świecie oraz otrzymał nominację do nagrody Grammy dla Najlepszego Nowego Artysty.
HAIM zbudowały swoją reputację także dzięki znakomitym występom na żywo na całym świecie, w tym na prestiżowych festiwalach, takich jak Glastonbury, Lollapalooza i Coachella. Aktualnie przebywają w Los Angeles, gdzie kończą prace nad następcą „Days Are Gone”. W sierpniu w Krakowie zagrają więc nowy materiał, być może z wydanej już wtedy płyty numer dwa.