Coraz więcej zarzutów
W ostatnim czasie coraz więcej artystów decyduje się na ujawnienie skandalicznych sytuacji, do których dochodziło w polskich szkołach teatralnych. Jako pierwsza o nadużyciach, których dopuszczali się wykładowcy, zabrała głos Anna Pliga, absolwentka łódzkiej filmówki. Po jej wpisie ruszyła prawdziwa lawina. Swoje historie związane z nieprawidłowościami uczelni opowiedzieli m.in. Dawid Ogrodnik, Tamara Arciuch, czy Zofia Wichłacz. Teraz głos zabrała Zuzanna Lit, aktorka znana z ról w takich produkcjach, jak m.in. "Na dobre i na złe", "Stulecie winnych", czy "Barwy szczęścia".
Zuzanna Lit o sytuacji w łódzkiej filmówce
26-letnia aktorka stwierdziła, że ona także chce podzielić się swoimi doświadczeniami ze studiów na łódzkiej filmówce. W poniedziałek Zuzanna Lit opublikowała na swoim Facebooku obszerny post, w którym ze szczegółami wyjawiła, co działo się za zamkniętymi drzwiami uczelni. Wyznała, że notorycznie wykładowcy dopuszczali się nadużyć, a studenci przyzwalali im na to, sądząc, że robią to wszystko dla dobra sztuki.
Rzucanie w nas przedmiotami i obelgami było na porządku dziennym. I my na to przyzwalaliśmy, bo to jest dla dobra sztuki. Przekraczana była też notorycznie nasza intymność. Byłam świadkiem kilkukrotnie sytuacji, w której profesor pod pretekstem pokazania, "jak ma wyglądać scena", zwyczajnie zmacał moje koleżanki. Podczas prób usłyszałam od mojego profesora: "Ty nie z jednego pieca chleb jadłaś", "nie udawaj takiej świętej" i takie wypowiedzi pojawiały się przez cały okres studiów - napisała aktorka
W dalszej części wpisu Zuzanna Lit przyznała, że ona także doświadczyła molestowania przez jednego z profesorów. Oprócz bardzo jednoznacznych i skandalicznych komentarzy aktorka doświadczyła także bardzo silnych nacisków ze strony reżysera, który szantażem zmusił ją do rozebrania się podczas jednej ze scen. Aktorka nie ukrywa, że ma żal do władz uczelni, które doskonale wiedziały o takich praktykach wykładowców i w ogóle nie reagowały.
Ten sam profesor po zimowych egzaminach podczas wspólnego świętowania zdanej sesji wziął mnie na rozmowę i powiedział „gdyby nie moja żona to bym Cię brał”. Moi koledzy w momencie, w którym nie potrafili czegoś zagrać, byli wyśmiewani i zawstydzani. (...) Jeden z profesorów karmił się konfliktami. Znajdował ofiarę i nastawiam przeciwko niej całą grupę. Straszy, szantażuje, wyśmiewa, rzuca w studentów przedmiotami, rozbiera studentów w sposób traumatyczny dla nich, obsypuje przy tym masą obelg, wyśmiewa prywatne i intymne rzeczy. Wyobraźmy sobie późną noc, rozgrzaną salę prób, i reżysera wydzierającego się na swoją studentkę, która nie chce rozebrać się do sceny. Mówi, że nie będzie z nią pracował jeśli się nie rozbierze. Tą studentką byłam ja. Bardzo się go bałam, bardzo imponował mi jako reżyser, chciałam się od niego uczyć. Trzykrotnie odmówiłam rozebrania się, po czym powiedział, że mojej sceny nie ma bez rozebrania i żeby moi koledzy mi podziękowali, bo nie dostaniemy zaliczenia. Zaznaczę, że miałam wtedy 19 lat. Przy ogromnych naciskach zagraliśmy scenę, w której spada mi ręcznik i zostaje w samych szpilkach. Po scenie profesor wziął sukienkę, która była rekwizytem, podszedł do mnie (zasłaniającej się ręcznikiem) i zapytał: "co możemy z tym zrobić?. Nie odpowiedziałam nic, tylko podniosłam ręce (jak dziecko podczas ubierania), a on odpowiedział "grzeczna dziewczynka" - wyznała Zuzanna