"Bistro Galancie" w Łodzi
Blisko centrum Łodzi, tuż obok trzeciego co do wielkości Wydziału Uniwersytetu Łódzkiego i dużego akademika, Ania i Kuba prowadzą niewielkie "Bistro Galancie" z obiadami domowymi. Miało to pomóc im w pozbieraniu się po tragedii, jaką była dla nich śmierć dziecka.
Choć lokal mieścił się w piwnicy, bliskość Uniwersytetu i akademika miała gwarantować dużą liczbę potencjalnych klientów. Właściciele postanowili skorzystać z pomocy mamy Kuby, Marii, która przez kilkanaście lat prowadziła własny bar z obiadami domowymi. Szybko okazało się, że studenci nie zjawiają się tak licznie, jak oczekiwano, a lokal na siebie nie zarabia.
Sytuacji nie poprawiały także burzliwe relacje z mamą. Po kolejnych rodzinnych scysjach para została praktycznie sama, wspierana jedynie przez brata Kuby, Igora. Każde z nich chciałoby jednak zawalczyć o utrzymanie bistra i odwrócenie złej passy.
Kiedy Magda Gessler weszła do słabo oznaczonego baru, od razu zwróciła uwagę na smród. Okazało się, że zepsuła się kanalizacja. Restauratorka zobaczyła menu i stwierdziła, że wszędzie jest to samo - ich knajpa na razie niczym się nie wyróżnia, a wręcz trudno do niej trafić. Zamówiła między innymi zupę pomidorową, kotleta schabowego oraz danie dnia - szynkę w sosie własnym.
Na początek zupa, która była bardzo wodnista i śmierdziała rozgotowanym makaronem. Kompot był bez smaku. Na stole pojawiła się pieczeń z kaszą gryczaną i burakami. Gessler wypluła mięso i stwierdziła, że danie jest niejadalne.
Tego nie można przełknąć. Pieczeni wieprzowej nie można pogryźć. Można się udusić. (...) Myślę, że w więzieniu lepiej gotują.
Kotlet schabowy nie był najgorszy, jednak ziemniaki ugotowano cztery godziny temu - co od razu wyczuła restauratorka.
To jedzenie to dno - wyznała Gessler po wyjściu z lokalu.
Właściciele przyznali, że gotują tak, jakby sami chcieli zjeść.
Następnego dnia Magda Gessler miała jeden cel: dowiedzieć się, dlaczego właściciele tak źle gotują. Na początku jednak postanowiła zapytać ich o to, czy są świadomi tego, jakie jest wejście do ich lokalu. Restauracja znajduje się w zaułku, do którego bardzo trudno trafić. W rozmowie z właścicielami wyszło, że "Bistro Galancie" otwarte jest tylko do godziny 17.00 - a wtedy właśnie studenci uczelni znajdujących się w pobliżu kończą zajęcia. Karty także nie ma.
W pewnym momencie Kuba zaczął mówi o tragedii, która ich spotkała - o śmierci ich córki. Kiedy Gessler dowiedziała się, że małżeństwo ma jeszcze dwójkę dzieci, starała się ich pocieszyć i pozytywnie nastawić.
Ta wielka tragedia nie może niszczyć życia ludzi, którzy wam są bliscy - powiedziała.
Magda Gessler postanowiła sprawdzić kuchnię, która była czysta. Tam spotkała mamę właścicieli, którą zaprosiła na rozmowę. Chciała się dowiedzieć, dlaczego pokłóciła się z synem i nie może im już pomagać w restauracji.
Ja 15 lat prowadziłam restaurację. My dziennie wydawaliśmy 500 obiadów. (...) Chcieli robić po swojemu. Ja musiałam podjąć decyzję, ponieważ wiedziałam, że jeżeli ja tu będę to muszą uszanować odrobinę mojej wiedzy - wyznała Maria.
Gessler zapytała, czy kobieta pomoże w kuchni i czy mogłaby gotować. Powiedziała, że jeżeli właściciele się na to nie zgodzą, to ona nie podejmuje się Kuchennych Rewolucji. Najbardziej przeciwna była Ania, która raczej nie chciałaby pracować z teściową. Gessler jednak postawiła na swoim!
"Bistro Galancie" zmienia nazwę na "Mammy Food"
Magda Gessler ogłosiła zmiany. Restauracja zmieni nazwę na "Mammy Food". Nie będzie pierwszego ani drugiego dania - wszystko, co będzie do jedzenia, będzie znajdować się na stole. Na pierwszym stole znajdować się będą potrawy takie jak gulasz czy curry. Następnie ciepłe warzywa - marchewka w cynamonie czy pieczone pomidory. Kolejny stolik to surówki, a na końcu kasze oraz ryże. Każdy gość będzie sam komponował swoje danie. Właściciele byli zadowoleni z pomysłu Magdy Gessler.
Restauratorka zabrała Anię i Kubę na pobliską uczelnię, gdzie czekali na nich studenci z całego świata. Gessler chciała, aby zapoznali się ze swoimi potencjalnymi klientami. Młodzi uczniowie powiedzieli skąd pochodzą oraz jakie potrawy lubią. To dało im do myślenia - zdawać by się mogło, że właściciele w końcu zdali sobie sprawę, co powinni u siebie podawać.
Kiedy wrócili do lokalu, restauratorka zaczęła spisywać listę zakupów, które należy zrobić. Niestety, okazało się, że produkty zgromadzone już przez właścicieli są złej jakości. To doprowadziło do kolejnej kłótni na froncie mama - właściciele. Magda Gessler zaczęła się obawiać, czy ta rewolucja się uda.
Na szczęście następnego dnia sytuacja wydawała się opanowana. Kolację wydano, a goście byli bardzo zadowoleni. Chwalili dania i pomysł brania dokładek oraz mieszania posiłków. Zjawili się także studenci, którzy obiecali, że będą powracać.
Magda Gessler do "Mammy Food" wróciła po 6 tygodniach. W lokalu było pusto. Okazuje się, że tuż po Kuchennych rewolucjach gości było pełno, jednak od jakiegoś czasu znowu mało kto przychodzi. Kiedy Gessler spróbowała dań - nie była zachwycona. Poprosiła na rozmowę Anię, która najwyraźniej była smutna. Panie nadal się nie dogadują, co przekłada się i na brak ciepła w restauracji i na złe jedzenie.
"Mammy Food" - czy lokal nadal istnieje?
Niestety, "Mammy Food" jest zakmnięte na stałę.