Trolling karalny?
Rząd przewiduje kary dla wszystkich osób, które będą próbowały zakłócać zdalną pracę szkół, sądów, czy firm. Odpowiednie zapisy mają się znaleźć w kolejnej, już czwartej, odsłonie tarczy antykryzysowej. Za nieuprawnione wtargnięcie na transmisję będzie przewidziana kara tysiąca złotych. Gdy ktoś nieuprawniony dołączy do rozmowy i użyje wulgaryzmów lub dopuści się innych "nieobyczajnego wybryku", wtedy może liczyć na grzywnę w wysokości 3 tysięcy złotych.
Po co nam nowy zapis?
Intencją Ministerstwa Sprawiedliwości jest oczywiście ochrona pracy zdalnej, a co za tym idzie także firm, które na taki tryb pracy zdecydowały się przejść w obliczu epidemii koronawirusa. Oczywiście obecnie są przepisy, które pozwalają karać ludzi, którzy dokonują takich e-wtargnięć, ale nowy zapis ma ułatwić te procedury.
Pozwoli on na karanie trolli internetowych bez zbytniego angażowania organów policji. Stanie się tak, ponieważ ścieżka prawa wykroczeń jest krótsza, niż postępowanie wszczęte z paragrafu kodeksu karnego mówiącego o nieuprawnionym dostępie do systemu teleinformatycznego.
Nie wszyscy popierają pomysł
Nie wszyscy widzą jednak sens we wprowadzaniu takich zmian. Adwokat Mariusz Paplaczyk w rozmowie z "Rzeczpospolitą" przyznał, że problem zakłócających pracę zdalną nie wymaga działań ze strony rządu. Ciężko powiedzieć jak duża jest skala zjawiska takiego internetowego trollingu.
Jednym z nielicznych nagłośnionych przykładów zakłócenia wideokonferencji, jest wtargnięcie jednego z uczniów na e-lekcję i obrażanie uczestników. Sprawca został pociągnięty do odpowiedzialności zgodnie z obecnymi przepisami i grozi mu 2 lata więzienia, odpowie przed sądem dla nieletnich.