Poplista

1
sanah Miłość jest ślepa
2
Teddy Swims Bad Dreams
3
Karol G Si antes te hubiera conocido

Co było grane?

00:35
Ania W głowie
00:38
Lady Gaga / Bruno Mars Die With A Smile
00:42
Budka Suflera Twoje radio

Lenny Kravitz: "Najważniejsze, by w życiu zachować balans i spokój w sercu"

Od 30 lat na scenie i wciąż nie zwalnia tempa. Singlem „Low”, zwiastującym album „Raise Vibration” udowadnia, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. 8 czerwca w Krakowie zagrał wyjątkowy koncert, który zapamiętamy na długo. Tuż przed nim, w rozmowie z RMF FM, opowiedział m.in. o swojej miłości do Polski, ludzi, muzyki, jedzenia i swoim dzieciństwie. Z Lennym Kravitzem rozmawiał Mateusz Opyrchał.
Fot. Shutterstock

Mateusz Opyrchał: Czekając na spotkanie z tobą rozmawiałem chwilę z twoim ochroniarzem, spotkałem też kilku muzyków z zespołu. Wszyscy są w doskonałych nastrojach, bardzo podoba im się w Polsce. Sam jesteś tutaj po raz piąty. Jak się czujesz w Krakowie?

Lenny Kravitz: Uwielbiam to miejsce! Nie miałem okazji zwiedzić Krakowa ostatnim razem, ale teraz muszę przyznać, że tu jest po prostu pięknie! Zeszłej nocy spacerowałem po mieście.


M.O.: Czujesz się na tyle dobrze w Polsce, że możemy rozmawiać po polsku?
L.K.: (śmiech) Nie, jeszcze jest dla mnie za wcześnie!


M.O.: Miałeś okazję spróbować polskiej kuchni?
L.K.: Nie, ale tylko dlatego, że teraz jestem na surowej diecie (przyp. raw food). Nie mogłem niestety spróbować pierogów. Chciałem, ale nie mogę. Następnym razem na pewno mi się uda, ale jeśli chodzi o to miasto, muszę to powiedzieć jeszcze raz – jest wspaniałe i ludzie tutaj są naprawdę kochani!

 

M.O.: Twój najnowszy album „Raise Vibration” będzie miał swoją premierę 7 września. Niedawno podzieliłeś się z nami singlem „Low”, który przypomina stare, dobre brzmienie Lenny’ego Kravitza. Wokal Michaela Jacksona i funkujący rytm… Dokładnie tak to sobie wyobrażałeś?
L.K.: Sam utwór powstał bardzo szybko. Po prostu go napisałem, nie myśląc o tym jak zabrzmi w całości. Do momentu kiedy poświęciłem uwagę każdemu z instrumentów. Wtedy zdałem sobie sprawę, że może wyjść z tego coś wyjątkowego. Jak słusznie zauważyłeś, w utworze obecny jest Michael. Mieliśmy przyjemność pracować ze sobą w przeszłości. Mamy kilka wspólnych utworów, które razem stworzyliśmy. Użyłem jego wokalu z utworu, który kiedyś napisaliśmy. Okazało się, że pasuje idealnie do „Low”. Chciałem wpleść w ten numer jego energię, stąd jego okrzyk, w momencie kiedy kończy się refren. Uważam, że wszystko tworzy spójną całość. Co do samego utworu – w procesie produkcyjnym i aranżacji sekcji dętej inspirowałem się stylem takich wirtuozów, jak Quincy Jones i Jerry Hey. To piękny utwór i to zaszczyt mieć w nim Michaela Jacksona.

 

M.O.: Czy to prawda, że pomysły na nową muzykę przychodzą do Ciebie w trakcie snu? Wiem, że tak było w przypadku „Strut”. Teraz też zdarzyło ci się „wyśnić” ten album?
L.K.: W przypadku „Strut”, faktycznie niektóre pomysły przychodziły mi do głowy w trakcie snu. Jeśli chodzi o „Raise Vibration” – przyśnił mi się w całości. Opowiem Ci jak to było… Godzina 4:00 nad ranem, słyszysz melodię w swojej głowie i wiesz, że musisz się podnieść z łóżka, chwycić dyktafon i szybko zrzucić ten pomysł na taśmę, albo po prostu od razu jechać do studia. Musisz działać bardzo szybko, bo inaczej wszystko zniknie z twojej pamięci. Wiesz jak to jest, po przebudzeniu masz coś w głowie, potem zaczynasz myśleć jak możesz to jak najszybciej nagrać. Zaczynasz sobie śpiewać do melodii, która gdzieś ci tam gra i wiesz, że musisz ją teraz zmaterializować.

 

„Trzy najważniejsze rzeczy – jedzenie, miłość i muzyka!”

M.O.: To naprawdę niesamowite, że tak dobre pomysły przychodzą Ci do głowy podczas snu. To zasługa surowej diety, którą stosujesz?
L.K.: (śmiech) Muszę przyznać, że to naprawdę fascynujące. Jedzenie surowych, nieprzetworzonych rzeczy. Zdrowych produktów, które dają ci niebywały zastrzyk do życia. To niesamowite ile energii możesz otrzymać odstawiając mięso, a nawet gotowane potrawy. Wróciłem do tej diety miesiąc temu, a w zeszłym roku trzymałem się jej przez 7 miesięcy. Nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze, nie byłem w takiej formie i mój mózg tak dobrze nie funkcjonował! Mogę ją polecić wszystkim!


M.O.: Wciąż masz w Brazylii swoją farmę organiczną?
L.K.: Tak, oczywiście. Staram się jeść organiczne rzeczy gdziekolwiek jestem. Nawet na Bahamach mam taką farmę. To bardzo ważne dla każdego człowieka, czym żywi swój organizm. Jedzenie to lekarstwo i musimy o tym pamiętać.


M.O.: Jedzenie w Twoim życiu jest równie ważne jak miłość…
L.K.: Trzy najważniejsze rzeczy - jedzenie, miłość i muzyka!(śmiech)


M.O.: Dla wielu artystów miłość jest motywem przewodnim ich utworów, ale mam wrażenie, że dla Ciebie miłość jest czymś więcej, czymś absolutnie wyjątkowym.
L.K.: Mówiąc o miłości musimy pamiętać, że ma kilka form – miłość pomiędzy dwojgiem ludzi, miłość człowieka do boga, miłość do ludzi wokół nas, pokój, jedność. To co jest piękne w miłości to fakt, że możemy ją przeżywać na wiele różnych sposobów. Miłość to najmocniejsza siła jaką mamy. Jeśli będziemy potrafili używać jej w sposób, w jaki powinniśmy, to nie ma rzeczy, której nie moglibyśmy osiągnąć. Dopóki dbamy o siebie nawzajem jako ludzie i o planetę, na której wspólnie żyjemy, to możemy zdziałać wszystko. Ale są też inne aspekty życia, których nie możemy pominąć; chciwość, władza, ego. Na te powinniśmy równie mocno zwracać uwagę, żeby być lepszymi ludźmi. Jeśli jesteś dobry dla siebie, to jesteś też dobry dla drugiego człowieka. Dlatego wszyscy powinniśmy zacząć od miłości do samego siebie.


„Najważniejsze, by w życiu zachować ten balans i spokój w sercu.”


M.O.: Jedzenie, miłość…To jeszcze ostatnia z „wielkiej trójki”, którą przytoczyłeś. Jak Lenny Kravitz traktuje muzykę? Wiemy, że dla ciebie to nie tylko zawód…
L.K.: Nie mógłbym bez niej żyć. Muzyka jest dla mnie życiem. Robię to wciąż dlatego, że to bardzo kocham i wiem, że muszę to robić. Nagrywanie albumów, czy trasy koncertowe – wszystko to jest super, ale zdaję sobie sprawę, że samo tworzenie muzyki jest moją powinnością i mogę dzięki temu komuś pomóc.


M.O.: Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie z muzyką i grą na instrumencie? Podobno, mając 3 lata, uczyłeś się gry na perkusji.
L.K.: Tak, ale wtedy jeszcze nie miałem zestawu perkusyjnego. Pamiętam, że często wchodziłem do kuchni, zabierałem garnki i patelnie. Miałem też łyżki, które służyły mi wtedy jako pałeczki. Wiesz, jak to dzieciak, próbowałem wybijać pierwszy rytm na tym, co akurat miałem pod ręką. Uwielbiam perkusję. To chyba mój ulubiony instrument.


M.O.: Rok 2004, album „Baptism” i utwór „I Don’t Want To Be a Star”. Zapadło mi w pamięci jedno zdanie; „Just want my chevy and an old guitar”. To wciąż Twoje motto?
L.K.: Pisząc ten numer dokładnie tak się czułem. To esencja prostego życia. Piękne jest to, że wciąż staram się je przeżywać w taki sposób. Kiedy jestem w swoim domu na Bahamach, zapominam o koncertach, trasie i wszystkim co dzieje się wokół. Spędzam czas w ogrodzie, pływam w oceanie. Nie zmieniam ubrań zbyt często, piorę je od czasu do czasu i suszę na skałach. Mam ten sam samochód od 1991 roku… Rozlatujący się już Jeep, który kupiłem nagrywając album „Mama Said”.  Kocham takie życie. Myślę, że bardzo ważna jest umiejętność zachowania tej równowagi. Kiedy nie jestem na scenie, wiodę zupełnie inne życie, bo czym są pieniądze i sława? Dam Ci dwa przykłady z ostatnich dni - Anthony Bourdain i Kate Spade. Wydawać by się mogło, że obydwoje mieli wszystko; byli sławni, wiedli idealne życia, robili co kochali, mieli pieniądze. To wszystko może być zdradliwe. Najważniejsze by w życiu zachować ten balans i spokój w sercu.

 

M.O.: Żyjemy w czasach, w których coraz trudniej zachować ideały i kierować się cennymi wartościami. Dla ciebie, jako artysty takiego formatu, angażowanie się w sprawy polityczne i społeczne jest swego rodzaju obowiązkiem?
L.K.: Tylko jeśli tak czujesz. Nie wydaje mi się, żeby to miało być obowiązkiem. Nie robię tego dlatego, że muszę, tylko dlatego, że szczerze czuję, że powinienem. Nigdy nawet nie myślałem o tym w taki sposób, czy powinienem coś robić, a czegoś nie. Dla mnie to naturalne, że jeśli w coś wierzę, to po prostu przekazuję to ludziom. To wszystko wynika z mojej szczerości. Nie ma w tym żadnego podstępu ani sztuczności.


„Spędzam czas w ogrodzie, pływam w oceanie. Nie zmieniam ubrań zbyt często, piorę je od czasu do czasu i suszę na skałach. Mam ten sam samochód od 1991 roku…”

 

M.O.: W wieku 15 lat zamieszkałeś w wynajętym samochodzie, chodziłeś do szkoły ze Slash’em z Guns’n’Roses i Nicolasem Cagem. Jak duży wpływ na ciebie miało to, co przeżyłeś wtedy? Czego Lenny’ego Kravitza nauczyła przeszłość?
L.K.: W tamtych czasach nauczyłem się tak naprawdę wszystkiego. Kiedy trafiłem na ulicę mając 15 lat, mieszkałem w samochodzie, obcych domach, sypiałem w studio. Mieszkałem gdziekolwiek się dało. Poznawałem nowych ludzi i zostawałem u nich na noc. To wiele mnie nauczyło. Czas spędzony w trasie i podróżowanie po świecie zaraz po wydaniu pierwszej płyty też było dla mnie ogromną lekcją. Jednak największą szkołą życia była ulica. Musiałem sprostać wielu różnym sytuacjom, spotykałem dziwnych ludzi, musiałem umieć decydować o samym sobie i wiedzieć jak przetrwać. To była taka moja „szkolna edukacja”(śmiech).


M.O.: Wciąż koncertuje z tobą Craig Ross?
L.K.: Oczywiście! Zobaczysz go na scenie dziś wieczorem. Jest niesamowitym muzykiem. Absolutnie genialnym gitarzystą! To on odpowiada za brzmienie albumu „Raise Vibration”. Tym razem nie zdecydowaliśmy się na producenta. To on zajął się wszystkim. Uważam, że wykonał swoją pracę bezbłędnie. Album brzmi doskonale. Jest niesamowitym i bardzo niedocenianym gitarzystą.

 

„Kiedy trafiłem na ulicę mając 15 lat, mieszkałem w samochodzie, obcych domach, sypiałem w studio. Mieszkałem gdziekolwiek się dało.”

 

M.O.: Muzycy, z którymi grasz na obecnej trasie nie są przypadkowi. Spodziewam się, że wszyscy jesteście bliskimi przyjaciółmi. Gracie razem od lat.
L.K.: Tak! Mało tego, wszyscy są wybitnymi muzykami. Franklin Vanderbilt Junior na perkusji. Basistka Gail Ann Dorsey, która przez piętnaście lat współpracowała z Davidem Bowie. Mój saksofonista Harold Todd, który gra ze mną od 27 lat. Ludovic Louis na trąbce, niesamowity muzyk z Francji, z którym współpracuję od kilku lat. Mamy też nowego członka zespołu – Michaela Shermana, saksofonistę z Miami. Klawiszowiec George Laks, który gra ze mną od 28 lat i oczywiście Craig Ross, z którym dzielę scenę od trasy koncertowej z płytą „Mama Said” w 1991 roku. Wszyscy są najwyższej klasy muzykami, którzy potrafią zagrać praktycznie wszystko i specjalizują się w różnych stylach muzycznych, co pozwala im grać ze mną koncerty. Doskonali muzycy. Jestem ogromnie wdzięczny, że mogę razem z nimi prezentować ludziom swoją muzykę.


Wywiad z Lennym Kravitzem
TAURON Arena Kraków, 8 czerwca 2018 roku,
Rozmawiał Mateusz Opyrchał

Trwa Rekordowa Kumulacja w RMF FM!
Zagraj o rekordowe kwoty, które czekają na Ciebie w sejfach - kliknij tutaj »
Jesień w RMF FM jest prawdziwie złota, bo w sejfach od poniedziałku do piątku czekają na Was nagrody, które ledwo się tam mieszczą! Kliknij tutaj i sprawdź też rekordowe premie szans

Polecamy