Fot. Pixabay
PAP: Część pracodawców mówi, że ograniczenie handlu w niedziele uderzy zarówno w firmy jak i pracowników - może spowodować zwolnienia.
Nie uważam, żeby ograniczenie było dużym zagrożeniem dla pracowników. Tak ustaliliśmy przepisy, aby pracodawca łatwo mógł zagospodarować tygodniowy czas pracy pracownika i nie musiał stosować różnych kombinacji. Mały problem jest z osobami, które pracują tylko w weekendy - to głównie młodzież i studenci. Myślę jednak, że przy tak niskim bezrobociu spokojnie sobie poradzą. Może te osoby znajdą sobie inne zajęcie na rynku, nie tylko w handlu. Warto zaznaczyć, że obecnie mamy duże zapotrzebowanie na pracowników, szczególnie w sferze usługowej. Pracodawcy narzekają, że brakuje im rąk do pracy.
PAP: A co z pracodawcami i zmniejszeniem obrotów?
To jest m.in. kwestia przystosowania się do nowej sytuacji. Wszystkie analizy, które wykonywaliśmy przed wprowadzeniem zakazu pokazywały, że obroty w niedzielę były na niskim poziomie w stosunku do soboty, czy piątku. Dlatego nie widzę zagrożenia, że sklepy odnotują miesięcznie o wiele mniejsze obroty. Poczekajmy zatem na efekty obowiązywania ustawy.
PAP: Ministerstwo obawia się obchodzenia ograniczenia handlu?
Jeżeli będą próby obejścia przepisów, to reagować będzie przede wszystkim Państwowa Inspekcja Pracy. Pani Minister Elżbieta Rafalska zapowiedziała, że jeżeli nagminnie będzie łamana ustawa, to będziemy ją nowelizować, doprecyzowywać. Na razie wydaje mi się, że te pomysły obejścia ograniczenia to tylko wypowiedzi medialne. Chodzi np. o kwestię rozpoczynania pracy w poniedziałek już od godz. 24. Nie zakładam jednak, że naraz wszystkie sklepy będą się otwierać o tej porze z niedzieli na poniedziałek, bo kto tam wówczas przyjdzie? Był postulat strony społecznej, aby doba pracownicza zaczynała się o 4 lub 5 rano. Jeżeli będą nadużycia, to wtedy do tej propozycji wrócimy.
PAP: A jak pan reaguje na informacje, że stacje benzynowe mają gwałtownie rozszerzyć swoją ofertę.
Może się zdarzyć, że stacje rozszerzą ofertę na artykuły spożywcze. Ale tutaj w grę wchodzą ceny i konkurowanie z małymi sklepami. Wszystko to zweryfikuje rynek. Dzisiaj jakbyśmy mieli zrobić zakupy na stacji benzynowej, to te ceny są wyższe niż w innych sklepach. Nie wierzę też w to, że na raz stacje benzynowe będą handlować np. lodówkami. Popatrzmy na to ze strony kupującego, przecież równie dobrze można to zrobić w poniedziałek, i to pewnie dużo taniej. Wszystko to wydaje się abstrakcyjne. Dlatego uważam, że nie ma zagrożenia, że stacje benzynowe gwałtownie rozszerzą swoją ofertę. Definicja stacji benzynowej w ustawie jest jednoznaczna i nie jest to sklep, który handluje towarami. Stacja paliw musi spełnić określone warunki techniczne i może być prowadzona na podstawie ważnej koncesji.
Jacek Tomkowicz i Robert Karpowicz w programie RMF FM "Lepsza połowa dnia" -
od poniedziałku do piątku od 14.00!