Małgorzata Godlewska opowiedziała o nieprzyjemnej sytuacji, do której doszło przed kilkoma laty, kiedy wówczas jeszcze jako nieznana szerszej publiczności dziewczyna, wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Godlewska była zakochana w młodym lekarzu, który wyemigrował za ocean. Kiedy postanowiła do niego dołączyć, w trakcie podróży do USA spotkała ją nieprzyjemna niespodzianka. Na lotnisku została zatrzymana przez amerykańskie służby.
„Już brałam swoją walizkę, byłam gotowa się z nim zobaczyć i ci Amerykanie mnie zatrzymali. Z żadnej przyczyny. Po prostu nie podobał im się mój wygląd, bo nie wiem w jakim celu mnie tak potraktowali, ale mnie zatrzymali” – wyznała Godlewska w programie „Skandaliści”.
Amerykanie mieli nakazać jej oddanie dwóch telefonów, które przy sobie miała. Później „zamknęli ją jak jakąś więźniarkę”. „Zabrali telefony, kazali się przebrać w jakieś więzienne ubrania, całą biżuterię mi pozabierali, wszystko co miałam na sobie. Zamknęli mnie w celi, gdzie na środku była toaleta i parę dziewczyn dookoła. Czekałam 20 godzin na lot do Polski, bo zabrano mi wizę do Stanów Zjednoczonych” – wspomina rozżalona Małgorzata.
Celebrytkę oburzyło jednak najbardziej nie to, jak ona została potraktowana, ale to, co amerykańscy funkcjonariusze mieli powiedzieć do jej narzeczonego. „Najgorsze w tym wszystkim, że oszukali mojego Michała, bo powiedzieli jemu, że go zdradzam” – twierdzi Godlewska.