Tomasz Mackiewicz od samego początku swojej przygody ze wspinaczką wysokogórską budził w środowisku skrajne emocje. Dla wielu był szaleńcem, dla innych – wizjonerem. Niejednokrotnie był obiektem w drwin, kiedy zamiast profesjonalnych lin, na które nie mógł sobie pozwolić, używał lin rolniczych lub gdy sprzedawał cały swój sprzęt, by móc wrócić z wyprawy.
Niegdyś w podobnej sytuacji znajdował się Wojciech Kurtyka, dziś legenda polskiego himalaizmu. Dlatego też tak bardzo cenił sobie Mackiewicza. „Postrzegałem go jako najbardziej pokrewną duszę. To dla mnie strasznie przykra strata” – powiedział w Centrum Premier Czerska 8/10.
„On postępował niestandardowo. To, co robił w himalaizmie, jest czymś niebywałym. Zdumiewa, że to pierwsze wejście w zimie w stylu alpejskim było dokonane przez człowieka, który nie przeszedł szkoleń, posługiwał się linami rolniczymi, wspinał się bez większych zabezpieczeń. Potępiano go za to, był obiektem szyderstwa i kpiny. Postrzegam w tym zachowaniu niebywały artyzm” – ocenia Wojciech Kurtyka.
W ocenie wybitnego polskiego himalaisty Tomasz Mackiewicz był przede wszystkim wolnym i niezależnym człowiekiem. „To, co spotkało Tomka, wynikało z niepohamowanego dążenia do osiągnięcia własnego celu i kresu” – mówi.
Choć Kurtyka i Mackiewicz nigdy się nie spotkali, 71-letni himalaista bardzo mocno przeżył ostatnie zdarzenia na Nanga Parbat. „Bardzo żałuję, ale niestety osobiście go nie poznałem. Śledziłem jego losy i jego śmierć jest dla mnie niesłychanie osobistą stratą. Przeżywałem to trzy dni. To utrata jednego spośród nas, jednego z najbardziej wolnych i niezależnych ludzi” – podsumował wybitny polski himalaista.