W ramach promocji swojego nowego filmu „Atomic Blonde” Charlize Theron nagrodzona Oscarem za rolę w filmie „Monster” udzieliła szczerego wywiadu. Howardowi Sternowi zwierzyła się ze swoich traumatycznych przeżyć, o których było wiadomo już wcześniej – jednak teraz Theron mówi o nich śmielej niż kiedykolwiek.
Charlize dorastała w ciągłym strachu przed ojcem-alkoholikiem. Jego uzależnienie w końcu doprowadziło do tragedii. 21 czerwca 1991 roku, gdy był pod wpływem alkoholu i zachowywał się agresywnie, matka Charlize w obronie własnej strzeliła do niego, zabijając go. 42-letnia obecnie aktorka miała wówczas 15 lat.
„Udawałam, że to się nie wydarzyło. Nikomu nie powiedziałam – nikomu nie chciałam o tym mówić. Za każdym razem, gdy ktoś pytał mnie o ojca, mówiłam, że zginął w wypadku samochodowym. Kto chciałby opowiadać taką historię? Nikt” – mówi Charlize. Przed otwartym mówieniem o swojej rodzinnej tragedii powstrzymywały ją reakcje ludzi. „Nie wiedzą, jak odpowiedzieć. Nie chcę czuć się jak ofiara. Musiałam zmagać się z tym przez wiele lat zanim poszłam na terapię”. Na regularne wizyty u specjalisty aktorka zdecydowała się jednak dopiero będąc tuż przed trzydziestką.
Z terapii aktorka dowiedziała się, że to nie sama sytuacja zabójstwa ojca przez matkę miała na nią traumatyczny wpływ. „Okazało się, że nie mam z tym problemu” – mówi o efektach leczenia. Przez wiele lat to wspomnienie życia z ojcem-alkoholikiem było największą traumą aktorki.
„Myślę, że większy wpływ na mnie miało nie to, co wtedy się stało, a życie w domu z alkoholikiem, budzenie się codziennie nie wiedząc, co może się stać. I świadomość, że każdy mój dzień zależy od kogoś innego i tego, czy zamierza się tego dnia napić, czy nie” – mówi szczerze Theron.