28-letnia aktorka i Ian Dow poznali się na planie filmu „Styria”, w którym Pietrucha grała jedną z głównych ról, a Amerykanin zajmował się scenografią. Niedługo później pobrali się, a ceremonia odbyła się w obrządku buddyjskim. Od tamtej pory para sprawiała wrażenie wyjątkowo dopasowanej, dzieląc wspólne pasje – muzykę i podróże. W 2016 roku za namową Dowa polska aktorka wydała debiutancki album „Parsley”, za którego oprawą graficzną stoi właśnie amerykański scenograf.
Tym bardziej szokujące jest wyznanie męża Julii Pietruchy, które zamieścił na swoim Facebooku w rok po wydaniu ich wspólnej płyty. Dow poinformował bowiem, że żona zerwała z nim kontakt, wyrzucając na bruk i zawłaszczając sobie cały ich wspólny dorobek.
„Czuję ogromny ciężar na sercu, gdy na Facebooku wyświetlają mi się takie wspomnienia. W ten wspaniały projekt włożyłem całe swoje serce i duszę. Gdy spotkałem się z pozytywnym odbiorem przyjaciół, rodziny i mediów, byłem pełen dumy” – pisze Dow na Facebooku o tym, jak czuł się kiedyś. Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła:
„Nienawidzę tego projektu, bo przyniósł mi dużo bólu – nie sama jego treść, bo wciąż jestem dumny ze swojej pracy, jednak boli mnie, że został mi ukradziony przez osobę, którą kochałem i której ufałem najbardziej na świecie”.
„Julia zerwała ze mną kontakt i nie odzywa się również w sprawie moich rzeczy. Wszystko, oprócz walizki, którą zabrałem ze sobą wracając do Stanów, wciąż jest w jej posiadaniu – również moje prace i twórczość, którą wciąż dysponuje, którą wykonuje i pod którymi się podpisuje” – ujawnia mąż Julii Pietruchy, pisząc szczerze:
„Chciałbym móc ją pozwać, ale nie jestem jeszcze psychicznie na to gotowy”.
Dow dodaje, że znalazł nowy cel w życiu i stara się być na nowo szczęśliwy. „Jedyna negatywna rzecz, jaką teraz dostrzegam, to ta okropna pustka pozostawiona przez tę kobietę, której kiedyś oddałem wszystko” – pisze.
Julia Pietrucha od tamtej pory nadal nie skomentowała publicznie słów swojego męża.