Hanna Lis została okradziona
Hanna Lis zamieściła na Instagramie relację, gdzie opowiedziała o tragicznej sytuacji, jaka jej się przydarzyła. Sprzątaczka, która dla niej pracowała, okradła ją. Zginęły wszystkie pamiątki, jakie kobiecie zostały po zmarłych członkach najbliższej rodziny:
Kochane/kochani. Zostałam okradziona przez osobę, której zaufałam. Pani sprzątająca ograbiła mnie z moich pamiątek rodzinnych. Ostatnich, jedynych, jakie miałam po mojej zmarłej mamie, babci, pa i pra-prababci.
Dziennikarka podejrzewa, co stało się z kosztownościami. Zdążyła już sprawdzić to na własną rękę:
Ukradła i sprzedała rodzinną biżuterię do lombardu. Właściciel tegoż, twierdzi, że nie pamięta mojej biżuterii, nie poczuwa się do winy, twierdzi, że moje pamiątki rodzinne na pewno przetopił. Uważam, że mija się z prawdą, sam poniekąd to potwierdził, ale o tym więcej jutro. [...] Zmęczona jestem okropnie i serce mi pęka, bo nie chodzi mi o wartość materialną tych rzeczy, a o ich emocjonalny ładunek.
Hanna Lis o lombardach
Cała ta sytuacja skłoniła Hannę Lis do refleksji. Kobieta uważa, że lombardy powinny zostać zdelegalizowane. Zamierza walczyć w tej sprawie:
Jakim cudem wciąż w świetle prawa działają w Polsce lombardy? Czyli miejsca, które, przecież wszyscy dobrze wiedzą, odsprzedają ukradzione nam rzeczy? Żerują na ludzkich dramatach (niewielka część rzeczy, które skupują pochodzi od ludzi postawionych przez życie pod ścianą) i karmią się przestępczymi procederami, bo sama policja potwierdza, że gros rzeczy w lombardach pochodzi z przestępstw.
Hanna Lis nawiązała do właściciela lombardu, z którym rozmawiała. Nie wspomina dobrze tego spotkania:
Mnie pan z lombatdu powiedział dziś: "przetopiłem". I w domyśle: "co mi pani zrobi?".
Dziennikarka zachęciła obserwujących, aby wysyłali do niej w wiadomościach swoje doświadczenia z lombardami. Zapowiedziała, że będzie walczyć z tym procederem:
Żeby nikomu już serce nie pękało tak jak mi, odpowiadam: Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby położyć kres tego typu praktykom.