Jerzy Bogdanowicz – śmierć
Nie żyje Jerzy Bogdanowicz. Menadżer gwiazd mocno związany z artystami występującymi m.in. w czasach PRL-u zmarł 5 listopada w wieku 91 lat. Po raz pierwszy ta smutna informacja pojawiła się kilkanaście dni temu na stronie jazzforum.com.pl, a wczoraj potwierdził ją Tomasz Zeliszewski: perkusista i członek zespołu Budka Suflera. Słowa pożegnania podpisane jego inicjałami zostały opublikowane na oficjalnym facebookowym profilu grupy.
Ze względu na moje marne w tej dziedzinie kompetencje oraz brak czasu nie śledzę każdego dnia oceanu informacji, które pojawiają się w sieci. Dlatego z pewnym opóźnieniem dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci Pana Jurka Bogdanowicza, która nastąpiła 05 listopada po długiej chorobie – rozpoczął swój wpis Zeliszewski.
Tomasz Zeliszewski z zespołu Budka Suflera żegna Jerzego Bogdanowicza
W dalszych słowach muzyk powrócił pamięcią do czasu współpracy Bogdanowicza z Budką Suflera:
(…) Pozwólcie na kilka zdań refleksji o relacjach z zespołem i wpływie Jerzego Bogdanowicza na rozwój kariery Budki Suflera. Bogdanowicz na początku lat siedemdziesiątych na Polskim rynku muzycznym był postacią na miarę Briana Epsteina. Będąc impresario Ewy Demarczyk i Czesława Niemena w umysłach młodych artystów tamtej epoki był czymś nieosiągalnym. Nigdy nie miałem śmiałości zapytać go dlaczego my, dlaczego Budka zwróciła na siebie Jego uwagę. Pan Jurek widział w nas coś niezwykłego i wielkiego (…).
Tomasz Zeliszewski wspomniał także m.in. o tym, jak cenną lekcję formacja zyskała od menadżera:
(…) Nauczył nas ciężkiej pracy. Nauczył nas szacunku do ludzi przed sceną i do tego, co robimy. Wyjaśnił, że artysta w życiu jest skazany nie tylko na brawa. Pokazał zasadzki i ciemne zakamarki tego zawodu. Tłumaczył, jak dzieciom, różnicę między muzyką a mamoną. Między sztuką a pozorami. Wystarczyło go tylko słuchać… Panie Jurku… Nie wiem, co powiedzieć. tz.