"Bałam się, że mnie tam zabiją"
Paulina Werner jest polską modelką i jednocześnie właścicielką salonu medycyny estetycznej. To również certyfikowana specjalistka w tej dziedzinie. Okazuje się jednak, że również ona ma na swoim koncie negatywne doświadczenia z chirurgią plastyczną. Zdarzyło jej się wybrać to tureckiej kliniki, aby wykonać zabieg wszczepienia implantów do pośladków – taka operacja ma za zadanie wymodelowanie ich kształtu. Okazało się jednak, że nie wszystko poszło zgodnie z planem, o czym opowiedziała tygodnikowi "Wprost". Po pierwsze personel kliniki w Stambule miał ją traktować w sposób lekceważący. Dodatkowo kobieta źle czuła się już po zabiegu – dostała drgawek z zimna i gorączki. Trzy dni po wszczepieniu implantów, zemdlała. Nie mogła liczyć na należytą opiekę medyczną:
W cieknącej ze mnie ropie, to wszystko okropnie śmierdziało, ale nawet mnie nie przemyli. Miałam wrażenie, że traktują mnie jak księżniczkę, która tylko narzeka, ale ja cierpiałam. Bałam się, że mnie tam zabiją.
Paulina Werner została wypisana do domu.
Walka o życie
Paulina Werner do domu wracała z gorączką i rozwijającą się infekcją. Gdy była już w Polsce, natychmiast zgłosiła się na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Konieczna była operacja i działania aż siedmiu chirurgów, aby stoczyć walkę o życie modelki. Wykorzystano maszynę, aby stale odsysać ropę z jej ciała. Odkryto także źródło infekcji – przez ranę na ciele Paulina Werner zakaziła się trzema różnymi bakteriami:
Byłam podłączona do maszyny, która 24 godziny na dobę odsysała ropę z mojego ciała. Po kilku dniach miałam kolejną operację. Znowu czyścili ranę, założyli dreny. Okazało się, że doszło do zakażenia trzema bakteriami – powiedziała.
Na tym problemy się nie skończyły. Kobieta nigdy nie odzyskała całości pieniędzy wpłaconych klinice za zabieg, który przyniósł jej tak opłakane skutki. Zwrócono jej tylko część, a lekarz, który był odpowiedzialny za wszczepienie implantów, odradzał jej ich usunięcie i polecał kolejną wizytę w swojej klinice.