Historia "procesu dekady".
Amber Heard oraz Johnny Depp byli małżeństwem w latach 2015-2017. Kłopoty w ich związku zaczęły się już po pierwszych kilku miesiącach. W 2018 roku, już po rozwodzie, Amber opublikowała w "The Washington Post" artykuł, w którym sugerowała, że jej był partner znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. W tekście nie oskarżyła Deppa bezpośrednio, ale podejrzenia i tak padły na niego. Przez to aktor stracił wiele ważnych kontraktów. Johnny postanowił oczyścić swoje imię i pozwał swoją ex o zniesławienie. Wynikiem tego był niezwykle medialny proces. W mediach na żywo śledziły go miliony fanów aktorskiej pary na całym świecie. Ława przysięgłych przyznała rację Deppowi. W związku z tym była żona ma mu zapłacić ponad 10 mln odszkodowania.
To nie koniec
Zarówno podczas procesu, jak i po jego zakończeniu, na Amber wylała się masa hejtu. Po ogłoszeniu wyroku kobieta nie kryła rozczarowania. Postanowiła jeszcze raz zawalczyć o swoje dobre imię. Jej prawnicy właśnie złożyli odwołanie do sądu apelacyjnego w Wirginii. Adwokaci są przekonani, że ich klientka powiedziała prawdę i chroni ją prawo do wolności słowa zawarte w 1. Poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Uważamy, że sąd popełnił błędy, które uniemożliwiły słuszny i sprawiedliwy werdykt zgodny z 1. Poprawką. Dlatego odwołujemy się od werdyktu - powiedział przedstawiciel Heard.
Obrońcy Johnny'ego już oznajmili, że nie obawiają się apelacji.
Jesteśmy pewni naszej sprawy i że ten werdykt będzie dalej obowiązywał - przekazał Reutersowi rzecznik Deppa.
Jeszcze tydzień temu sędzia odrzuciła wniosek Heard o nowy poces. Wtedy prawnicy aktorki twierdzili, że jeden z ławników został źle wybrany.