Floryda. Tragedia na polu golfowym
Na jednym z pól golfowych na Florydzie doszło do tragicznego w skutkach wypadku – donosi Sky News. 47-latek, który szukał zagubionych piłeczek, wszedł do stawu wypełnionego aligatorami. Mężczyzna zginął, a policja stwierdziła, że "gad był zamieszany w jego śmierć". Lokalni śledczy prowadzą już dochodzenie w tej sprawie, aby wykluczyć inne okoliczności zgonu, w tym udział osób trzecich. Cała sprawa ma jednak drugie dno...
Szukał piłeczek w nadziei na zarobek
Podczas gry w golfa piłeczki często przepadają jak igła w stogu siana. Świadkowie przyznają, że w Taylor Park Disc Golf Course w Largo można zauważyć ludzi szukających piłeczek golfowych. Dla części z nich jest to sposób na szybki zarobek, ponieważ znaleziska można sprzedać w cenie ok. 5-10 dolarów za sztukę. Zdarza się jednak, że piłeczki wpadają do okolicznych stawów, a część z nich wypełniona jest aligatorami.
Policja prowadzi śledztwo
47-latek postanowił wyciągnąć zagubioną piłeczkę z wody, mimo wyraźnych ostrzeżeń przed śmiercionośnymi gadami. Niestety, podczas poszukiwań najprawdopodobniej natrafił na aligatora, który doprowadził do jego śmierci. Obecnie eksperci pracują nad wyciągnięciem zwierzęcia ze stawu, aby potwierdzić okoliczności zgonu ofiary. Funkcjonariusze podkreślili, że nikt nie powinien zbliżać się do dzikich aligatorów, ponieważ gady traktują człowieka jak pożywienie.
To pierwszy taki przypadek od kilku lat
Jeśli badania zwierzęcia potwierdzą okoliczności śmierci 47-latka, będzie to pierwszy śmiertelny atak drapieżnika na Florydzie od trzech lat. Mimo że często dochodzi do pogryzienia przez nich ludzi i zwierząt. Co więcej, aligatory były niegdyś uważane za zagrożone zwierzęta na Florydzie. Od tamtego czasu ich populacja wzrosła w oszałamiającym tempie, co sprawiło, że dziś można je spotkać w całym stanie.