Zastrzelono konia arabskiego wartego niemal pół miliona złotych! Sprawca poszukiwany

Do tragicznego zdarzenia doszło na pastwisku przy jednej ze stajni na Dolnym Śląsku. W ubiegłą niedzielę w godzinach porannych policja odebrała zgłoszenie o śmiertelnie postrzelonym koniu rasy arabskiej, którego właściciel wycenia na 440 tysięcy złotych. Policja wyjaśnia sprawę, jednak nadal poszukiwany jest sprawca. Właściciel przewiduje nagrodę za pomoc w ujęciu osoby odpowiedzialnej za tragiczne zdarzenie.

Koń rasy arabskiej śmiertelnie postrzelony

W niedzielny poranek opiekun zwierzęcia zadzwonił policję w Ząbkowicach Śląskich z wiadomością, że na pastwisku leży martwy koń. Już wtedy poinformowano policjantów o prawdopodobnej przyczynie śmierci zwierzęcia, którym było postrzelenie. Od razu przekazano smutną wiadomość właścicielowi, dla którego koń rasy arabskiej był niezwykle cennym zwierzęciem. Wyceniono go na 440 tysięcy złotych! Jak podaje rzeczniczka ząbkowickiej policji dla stacji TVN24, policjanci zabezpieczyli na miejscu ślady, a koń został przewieziony do Wrocławia, gdzie będzie przeprowadzona sekcja.

Trwają poszukiwania sprawcy. Za pomoc w ujęciu przewidziana jest nagroda

Nadal nie udało się znaleźć sprawcy tragicznego zdarzenia. Podejrzenia padły od razu na myśliwych. Niedaleko bowiem było urządzane polowanie przez koło myśliwskie „Wrzos”. Policja zabezpieczyła książki polować, w których zweryfikują przebieg polowań. Myśliwi jednak zaprzeczają, by mieli cokolwiek wspólnego z postrzeleniem konia. Łowczy Jacek Pawłowski w rozmowie z TVN24 stanął w obronie myśliwych, tłumacząc, że:

Ogrodzenie przy zagrodzie jest bardzo rozległe. Sama zagroda znajduje się w odległości około 50 metrów od zabudowań. Najbliższa ambona, z której ktoś mógłby oddać strzał, oddalona jest o 400 metrów. Ale tam nikogo nie było - oznajmił łowczy Jacek Pawłowski.

Jak się okazało, Pawłowski pojawił się w miejscu zdarzenia półtorej godziny po tym, jak właścicielka usłyszała huk przed 6:00 nad ranem. Na miejscu był już wówczas powiatowy lekarz weterynarii.

Widziałem ranę postrzałową. Nie jestem specem od balistyki, ale broń myśliwska nie robi takich rzeczy. Dziura była taka, że kij można było wsadzić. Ktoś musiał to wcześniej zaplanować, podejść blisko. Wszyscy zachodzimy w głowę, jak to się mogło stać - dodaje łowczy.

Wszyscy na razie czekają na wyniki sekcji, w której zostanie ustalony rodzaj broni, z której padł strzał, a także będzie wiadomo, z jakiej odległości postrzelono zwierzę.

Przewidziana jest nagroda za pomoc w ujęciu sprawcy, jeśli ktokolwiek zaobserwował podejrzanych ludzi, którzy przebywali w lesie za stajnią w godzinach wczesnoporannych w ubiegłą niedzielę.

Zobacz także