Mateusz Opyrchał: Koncert w Polsce jest chyba wyjątkowym dla ciebie momentem trasy. Lubisz tutaj wracać?
Sting: Uwielbiam! Zawsze bardzo cieszę się na koncert w Polsce. Chociaż jestem trochę zmęczony po wczorajszej imprezie halloweenowej, to nie mogę się doczekać, by zagrać dla tej genialnej publiczności. (śmiech)
M.O.: Czyli jest gdzieś w twoim sercu specjalne miejsce dla Polski…
Sting: Mój wujek Stanisław pochodził z Warszawy. Wyemigrował do Anglii w trakcie II wojny światowej i poślubił moją ciotkę. Znam wielu Polaków, kiedyś razem zdarzało nam się wychodzić do polskiego klubu i trochę wypić.
M.O.: Pamiętam, kiedy we trójkę z Shaggym udało nam się chwilę porozmawiać w trakcie waszej trasy koncertowej, byliście w tym czasie w Rosji i próbowaliście rosyjskiej wódki…
Sting: Poważnie? To polska wódka jest moją ulubioną! Po koncercie będziemy próbować z sokiem jabłkowym, ale najpierw zagramy. Trzeba zachować dyscyplinę. (śmiech)
M.O.: Nie tylko poprzednia płyta z Shaggym, ale wcześniejsze lata kariery i muzyka jaką tworzyłeś potwierdzają, że potrafisz doskonale obracać się praktycznie w każdym gatunku. Teraz na płycie „My Songs” powracasz do swoich dawnych utworów...
Sting: To jest bardzo ciekawe, kiedy mogę porównać sposób w jaki nagrywaliśmy wiele lat temu z tym, jak robi się to współcześnie. Z technicznej strony wiele się zmieniło. Mój głos jest bardziej harmonijny, bogatszy. Moja wrażliwość muzyczna jest inna. Niektóre elementy udało nam się ulepszyć, niektórych nie. Stworzyliśmy ten album z czystej przyjemności. Moim zadaniem jest nadawanie utworowi świeżości za każdym razem, kiedy go gram. Nawet jeśli został napisany czterdzieści lat temu.
M.O.: Mimo że to twoje utwory, to czy nagranie ich w nowej wersji było wyzwaniem?
Sting: Nie, to było bardzo łatwe. Znam te piosenki bardzo dobrze. Kiedy nagrywasz utwór po raz pierwszy, robisz to niedługo po jego napisaniu. Jeszcze dobrze go nie znasz. To jak pierwsza randka. Jest to niejako ekscytujące, ale po czasie, kiedy obcujesz z nim dzień i noc, ta relacja staje się lepsza, pełniejsza. Moja relacja z tymi piosenkami jest bardzo dojrzała i chciałem ją w pełni ukazać na płycie.
M.O.: Powrót do tych utworów, to trochę jak spotkanie pierwszej miłości po kilkudziesięciu latach…
Sting: To nie jest tak, że ja te wszystkie dziewczyny porzuciłem! (śmiech) Te relacje trwają od lat. Owszem, zmieniły się, ale ewoluowały w coś wyjątkowego dla mnie i wciąż to robią. Z każdym kolejnym koncertem szukam świeżości, której nie udało mi się wydobyć wcześniej. Nazywam to „poszukiwaniem”. Analogia może być jakąś drogą. Muzyk jazzowy nagra ten sam utwór za każdym razem w inny sposób. Piosenka jest tylko zarysem, cała reszta jest do odkrycia. To odkrywanie jest częścią mojej wrażliwości mimo, że nie jestem muzykiem jazzowym.
M.O.: Ale blisko ci do tej swobody grania i wolności, jaką wyróżnia się właśnie jazz.
Sting: Oczywiście. Często w trakcie koncertu zdarzają się momenty, które nie są zaaranżowane. Za każdym razem przewiduje pewien margines swobody w graniu. To może czasem wyjść beznadziejnie, ale może też wyjść wyjątkowo. To bardzo ważne, by zawsze podjąć to ryzyko.
M.O.: Wróćmy jeszcze do samej płyty. W pierwotnych wersjach te utwory powstały w różnych momentach twojego życia, zawierają w sobie skrajne emocje. Ten album jest swoistą emocjonalną podróżą.
Sting: Z każdym koncertem jestem świadkiem tego, w jaki sposób publiczność reaguje na poszczególne piosenki. Przychodzą ludzie w moim wieku, ale też o wiele młodsi. Odbierają te utwory na swój sposób, każdy z nich na innym poziomie. To mnie bardzo cieszy. Sprawia, że chcę śpiewać i nie zamierzam z tego rezygnować. To mój przywilej.
M.O.: Wśród utworów na płycie jest jakiś twój ulubiony?
Sting: Nie mam ulubionego utworu, tak jak nie mam ulubionego dziecka. Traktuje je jak swoje dzieci, dlatego nie mogę wybrać. (śmiech)
M.O.: To może masz ulubioną nieswoją piosenkę?
Sting: Zbyt trudny wybór! Mogę ci powiedzieć, czego słuchałem wczoraj wieczorem - Branforda Marsalisa.
M.O.: Jeśli Sting może wrócić do swoich dawnych utworów, to może też kiedyś wrócić na trasę z The Police?
Sting: Myślę, że to już za nami. Ten powrót był bardzo emocjonalny i miał dla mnie ogromne znaczenie, ale nie jestem przekonany, czy powinienem to zrobić ponownie.
M.O.: Czujesz spełnienie czy bardziej niezależność i poczucie, że właściwie możesz robić z muzyką, co tylko chcesz?
Sting: To i to. Robienie muzyki, w sposób w jaki lubię to robić, jest pewną niezależnością, która daje mi wiele frajdy. Nigdy nie czułem, że powinienem coś robić wbrew sobie, z czym czułbym się niekomfortowo. Odkrywanie piosenek na nowo to jedna wielka przygoda.
M.O.: W swoich tekstach wielokrotnie poruszałeś istotne dla społeczeństwa tematy. Znacząca dla twojego kraju sytuacja z Brexitem, czy chociażby problem globalnego ocieplenia nie narodziły w tobie potrzeby skomentowania tego?
Sting: Problemy na świecie zawsze były sygnałem dla mojej pracy. Ważne jest, by śpiewać o nich w sposób bardziej metaforyczny, niż dosłowny. Podczas tej trasy znów zdarza mi się wykonywać utwór „Russians” mówiący o zimnej wojnie, który nagrałem w latach osiemdziesiątych. Nie jest to piosenka o Rosjanach, a o nacjonalizmie. W moim przekonaniu istnieje wyraźna różnica między patriotyzmem a nacjonalizmem. Możesz kochać swój kraj nie będąc nacjonalistą. Historia pokazała nam bardzo wyraźnie, że nacjonalizm niezmiennie prowadzi do wojny. Patriotyzm pozwala na akceptację zarówno dobrych jak i złych stron ojczyzny. Nacjonalizm przeciwnie - tutaj kraj może być albo dobry, albo zły, a to zawsze prowadzi do wojny.
M.O.: Istnieje temat, którego muzyka nie powinna poruszać?
Sting: Tak długo jak znajdujesz metaforę, by go wyrazić - możesz śpiewać o wszystkim. Przenośnią w utworze „Russians” są istoty ludzkie i miłość do ich dzieci, co jest uniwersalne. Rząd zwykle zapomina, że wróg też jest człowiekiem. Piosenka jest oczywistym przypomnieniem, że wszyscy jesteśmy ludźmi. Jeśli to brzmi naiwnie, nie obchodzi mnie to.
M.O.: Jak zatem odnaleźć spokój i równowagę w tych dość niepewnych czasach?
Sting: Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Każdy z nas podąża własną ścieżką. Moim zdaniem ciężko jest posiąść wewnętrzny spokój czy szczęście na stałe. To w jaki sposób człowiek został stworzony, pozwala mu na szukanie, odkrywanie szczęścia. Krowy są szczęśliwe, bo wystarczy im codzienne skubanie trawy. Istota ludzka jest bardziej złożona.
M.O.: Muzyka może przybliżyć nas do tego szczęścia?
Sting: Z pewnością może być terapią. Dla mnie jest taką, kiedy występuję przed publicznością. Doświadczam też tego, jaki wpływ na ludzi może mieć muzyka i ile dla nich znaczy. Jestem z tego bardzo dumny.
Sting - artysta kompletny
Sting - kompozytor, piosenkarz, aktor, autor i działacz społeczny. W 1977 roku wraz ze Stewartem Copelandem i Andym Summersem utworzyli The Police. Zespół wydał pięć albumów studyjnych, zdobył sześć nagród Grammy i dwie Brit oraz został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame w 2003 roku.
Jako jeden z najbardziej charakterystycznych solowych artystów na świecie Sting ma na swoim koncie m.in.:
- 17 Grammy Awards,
- 2 Brit,
- Złoty Glob,
- Emmy,
- cztery nominacje do Oskara (ostatnio za "The Empty Chair" z JIM: The James Foley Story),
- nominację do TONY,
- Billboard Magazine’s Century Award,
- MusiCares 2004 Person of the Year
W 2003 roku otrzymał od Królowej Elżbiety II tytuł Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego (CBE) za niezliczone zasługi dla muzyki. Jest także członkiem Songwriters Hall of Fame i został uhonorowany Kennedy Center Honors, a ostatnio otrzymał nagrodę The American Music Award of Merit i The Polar Music Prize. Sting został nagrodzony Honorowym Doktoratem Muzyki przez University of Northumbria (1992), Berklee College of Music (1994), University of Newcastle upon Tyne (2006) i - podczas 250th ceremonii zakończenia studiów - Brown University (2018).
W ciągu swojej znakomitej kariery Sting sprzedał blisko 100 milionów albumów The Police i solowych.
24 maja ukazał się nowy album zatytułowany Sting: My Songs, który zawiera współczesne interpretacje największych hitów artysty. Światowa trasa o tej samej nazwie Sting: My Songs jest energetycznym show, w trakcie którego Sting, który ma na swoim koncie 17 nagród Grammy, wykona przeboje z czasów swojej kariery solowej oraz z The Police.
Fani Stinga, którym nie udało się zobaczyć go w Krakowie 2 listopada 2019 roku, mają jeszcze szansę na koncert w stolicy. Muzyk odwiedzi Polskę w 2020 roku - jego występ już 25 lipca na PGE Narodowym w Warszawie. Bilety są już dostępne na stronie organizatora LiveNation.pl oraz w sieci Ticketmaster.pl.