Legenda o powstaniu Żagania...
Po śmierci Wandy i jej ojca Kraka w Krakowie zapanowało bezkrólewie. Żaganna była jeszcze zbyt młoda, by rozpocząć rządy, dlatego ukryto ją i oczekiwano aż dorośnie. Gdy ta skończyła 20 lat, zebrała drużynę, wraz z kobietami i dziećmi, i kazała szykować się do drogi. Wojowie nie rozumieli, dlaczego mają odbijać Kraków z rodzinami u boku, jednak postanowili ruszyć za swoją panią. Gdy wszyscy byli już gotowi, Żaganna powiadomiła wszystkich, że chciałaby zapewnić swoim ludziom dobrobyt i ruszyć w poszukiwaniu innego miejsca do osiedlenia się. Ludzie zgodzili się i ruszyli za nią. Po długiej podróży dotarli nad ogromną rzekę, w której roiło się od mieszkających w niej bobrów. Żaganna postanowiła rozbić obóz i przyjrzeć się odkrytej krainie. Zauważyła, że teren jest urodzajny i pełen zwierzyny, dlatego wraz z doradcami postanowiła się tu osiedlić, a rzekę nazwała Bobrem. Natomiast teren, na którym powstał gród nosił imię na cześć jego założycielki i królowej - Żagań.
Więcej na ten temat znajdziecie TUTAJ.
O wieży klasztornej i okrutnym księciu Janie I
Wszystkie wiadomości o księciu Janie I z Żagania, które zachowały się do naszych czasów mówią zgodnie, że był to człowiek ponury i okrutny. Przed jego strasznym niepohamowanym gniewem drżeli nie tylko słudzy, ale i najbliższa rodzina. Nie oszczędzał nawet zwierząt, które dręczył z upodobaniem. Gdy wpadł w gniew, miał zwyczaj siadać na konia i gnać na złamanie karku po polach i bezdrożach, smagając wierzchowca bez ustanku i orząc jego boki ostrogami. Często zdarzało się, że po powrocie księcia z takiej ,,przejażdżki" pełen życia rumak padał martwy.
Pewnego razu, gdy zamęczył w ten sposób jednego z najpiękniejszych swoich wierzchowców, żona księcia nie mogąc znieść męki niewinnego stworzenia, ze łzami w oczach prosiła męża, by zaniechał na przyszłość tak okrutnego postępowania. Zdumiał się książę, że ktoś jeszcze śmie zwracać mu uwagę, a potem płomień wściekłości zapalił się w jego oczach.
- Litujesz się - wrzasnął - no to poczuj sama, jak to smakuje! - I jednym ciosem obaliwszy księżnę na ziemię, zaczął ją smagać batem i orać jej ciało ostrogami! Jeszcze tego samego dnia wypędził ją z domu, bo jej dobroć i łzy od dawna już budziły jego niechęć.
W jakiś czas potem pobożny i mądry opat klasztoru augustianów w Żaganiu odważył się zwrócić księciu uwagę na niewłaściwość jego postępowania. Książę Jan pohamował swój gniew. Nie było w owych czasach rzeczą bezpieczną, nawet dla księcia, toczyć spór z dostojnikiem kościelnym. Rzekł więc tylko drwiąco:
- Klecho! Czy widzisz tę wieżę kościelną? Uwierzę, iż w twoim gadaniu jest jakaś słuszność, jeżeli ona się przewróci!
Traf chciał, że istotnie w niedługi czas potem, dnia 12 lutego 1439 roku wieża kościelna bez żadnej widocznej przyczyny zawaliła się. Nikt nie poniósł przy tym żadnej szkody, a nawet strażnik znajdujący się na szczycie wieży złamał tylko nogę. Zdarzenie to wywarło na księciu duże wrażenie. Przeraził się, a zabobonny lęk przyprawił go o ciężką chorobę, która zakończyła się śmiercią. Ale w czasie choroby zmienił postępowanie i starał się być znośniejszy dla otoczenia i wynagrodzić przynajmniej częściowo krzywdy, które ludziom wyrządził. Ostatnią jego wolą było, aby za pokutę pogrzebano go pod progiem kościoła, iżby wszyscy wchodzący i wychodzący musieli deptać po jego grobie.
źródło: Miasto Żagań
Legenda o złotym dziecku
Żagański cech rzeźników w dniach od 9 do 11 maja uroczyście obchodził 600-lecie swojego powstania. W dokumencie wystawionym 30 listopada 1314 roku po raz pierwszy zostali wymienieni żagańscy rzemieślnicy, a wśród nich rzeźnicy. Cech żagańskich rzeźników tę datę przyjął za czas swego powstania. Wiele faktów przemawia za tym, że cech rzeźników istniał w mieście już dużo wcześniej.
Nadanie pierwszych przywilejów żagańskim rzeźnikom i piekarzom jest związane z legendą o złotym dziecku z Żagania. W kamienicy na rynku w Żaganiu pod nr 19 umieszczona jest figurka wyobrażająca dziecko. Przypomina ona dawną, zapomnianą legendę. Opisał ją Carl Martin Plümicke w swoim opowiadaniu, które ukazało się drukiem w 1795 r.
Potężny czeski król Ottokar zwołał w 1254 r. zjazd stanów we Wrocławiu. Na polowaniu z nagonką, które odbyło się z okazji tego zjazdu w Urazie (ok. 20 km na północny zachód od Wrocławia) książę Bolesław Świdnicki uratował królowi życie. Rozwścieczony koń, którego dosiadał król przewrócił się wraz ze swoim jeźdźcem. Król Ottokar z wdzięczności za uratowanie go ze śmiertelnego niebezpieczeństwa ożenił swojego drugiego syna Wacława Ottokara z córką świdnickiego księcia Edeltrudą. Ponieważ narzeczony miał dopiero 17, a narzeczona zaledwie 14 lat najpierw odbyło się formalne wesele, a następnie po dwóch latach miał się odbyć właściwy ślub. Młoda para, która zamieszkała we Wrocławiu pod opieką starego, pochodzącego z Żagania, ochmistrza Melchiora Staude, nie zważała na ojcowski nakaz powstrzymania się od współżycia. Wkrótce panna młoda zaszła w ciążę. Ze strachu przed karą i w poczuciu winy uciekli z Wrocławia do sławnego i bogatego wówczas klasztoru kanoników regularnych św. Augustyna w Nowogrodzie Bobrzańskim. Z wieloma trudnościami, przez nikogo nierozpoznani przybyli do Starego Żagania. Gwałtowna zawieja i wielkie zmęczenie przeszkadzały im w dalszej podróży. Osłabieni znaleźli schronienie w rozpadającym się ze starości domku starej Grety. Już na drugi dzień osamotniona i nieporadna księżniczka urodziła syna. Ale radość młodych rodziców nie trwała długo, bo niedoświadczony ojciec wykąpał noworodka w lodowatej wodzie. Delikatne ciało zdrętwiało i nieszczęśliwi rodzice uznali, że dziecko zmarło. Matka pożegnała się ze swoim synem, a ojciec zaniósł zwłoki dziecka do pobliskiego lasu, aby je pogrzebać. Ze względu na brak narzędzi nie był w stanie wykopać grobu w zmarzłym gruncie i zwrócił się do Boga o pomoc. Po żarliwej modlitwie ujrzał w lesie zaprzężone bezpańskie sanie. Wielokrotne próby przywołania ich właściciela spełzły na niczym. Książę uznał ten fakt za znak z nieba. Położył nieruchome dziecko w kobiałkę znajdującą się na saniach i pozostawił przy zwłokach dziecka drogocenny kolczyk jego matki. Sanie należały do żagańskiego mistrza rzeźnickiego i wójta miasta Oelsnera. Gdy powrócił on po negocjacjach związanych z zakupem drewna do pozostawionych w lesie sań, znalazł w nich chłopca. Chłopiec położony w gęsto wyplecionym koszyku i pod przykryciem odzyskał naturalną ciepłotę ciała i zaczął zdradzać oznaki życia. Oelsner zabrał dziecko ze sobą do Żagania. Tutaj otoczone dobrą opieką przybranych rodziców dziecko rosło zdrowo na ciele i duszy. Po siedmiu latach do domu powrócił Ubald, syn starej Grety, i przyniósł książęcym rodzicom wiadomość, że ich dziecko żyje. Natychmiast przyjechali do Żagania, rozpoznali swoje dziecko i zabrali je ze sobą do Pragi. Przybrani rodzice zostali sowicie wynagrodzeni. Oprócz osobistych prezentów dla Oelsnerów również cech rzeźników i piekarzy w Żaganiu zostały przez króla Ottokara nagrodzone licznymi przywilejami. Z tej okazji został wystawiony specjalny list opatrzony królewską pieczęcią. Dokument pochodzi z 1262 roku.
Papież Urban IV potwierdził, że dziecko pochodzi z legalnego związku małżeńskiego i należą mu się wszystkie wynikające z tego faktu przywileje. Książę przybrał nazwisko Wacław Friedrich Ottokar. Ale w Żaganiu nazywano go i nazywa się jeszcze do dziś, z wdzięcznością wspominając obfite korzyści, które przyniósł miastu - złotym dzieckiem z Żagania.
źródło: Miasto Żagań
Znasz ciekawą historię?
Napisz – bajecznapolska@rmf.fm
Żagań nie tylko legendami, ale również prawdziwą historią stoi! Miejscem, gdzie poczujemy ją na własnej skórze jest bez wątpienia Muzeum Obozów Jenieckich, w którym można zobaczyć wiernie zrekonstruowane obozy, w których przebywali zatrzymani żołnierze. Sprawdźcie!