Dorota Wellman przeżywa dramat. "To rzecz, która mnie w końcu zabije"

Utrata wzroku, zaburzenia równowagi i mowy, często również utrata przytomności. Z takimi przypadłościami musi radzić sobie Dorota Wellman, która od lat przez migreny cierpi katusze. "To rzecz, która mnie w końcu zabije" - mówi dziennikarka.

Na początku tego roku prowadząca „Dzień dobry TVN” nagle bez słowa zniknęła z anteny w trakcie prowadzenia programu. Marcin Prokop był wówczas zmuszony dokończyć go sam, a zaniepokojeni fani Doroty Wellman dopytywali się, co się stało. Jak wówczas się okazało, dziennikarka miała wówczas atak wyjątkowo silnej migreny, który zakończył się interwencją ratowników medycznych. „Myślę, że kolejny taki atak pozbawi mnie życia” – mówiła wtedy Wellman.

O wykańczającej ją przypadłości, z którą dziennikarka zmaga się od lat, opowiedziała teraz „Faktowi”. „Mam problem z ciężkimi migrenami. To rzecz, która mnie w końcu zabije” – powiedziała wprost. Dorota Wellman wyznała, że zdarza się, że w trakcie ataków traci wzrok.

„To są tak ogromne bóle głowy, że człowiek przestaje widzieć. Na początku pęka mi obraz w oku i widzę jakbym patrzyła przez kalejdoskop, czyli mam przed sobą obraz pęknięty na tysiąc kawałków. To pierwszy znak, że nastąpi atak i stracę wzrok do ślepoty” – opowiada. Ataki przeradzają się zwykle w wielogodzinną gehennę, która z minuty na minutę staje się coraz bardziej nie do zniesienia.

„Później zwalnia mi mowę i pojawia się problem z artykulacją. Oprócz tego człowiek się chwieje na wszystkie strony, bo ma zaburzenie równowagi” – dodaje Wellman. Zdarza się również, że dziennikarka traci przytomność.

Najcięższe ataki kończą się dla dziennikarki w szpitalu. „Muszę trafić do szpitala albo mieć podane silne leki dożylne, które dopiero po kilku godzinach powodują, że ból odchodzi” – tłumaczy Wellman. „Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co przeżywam kiedy migrena mnie dopada” – podsumowuje.

Zobacz także