Krzysztof Urbaniak: Panowie, niestety nie udało się... No ale właśnie - my Polacy wrócimy pod tą górę mocniejsi?
Janusz Majer: Wydaję się, że te doświadczenia, które ta wyprawa zebrała, pozwolą na to, żeby tym razem skuteczniej zaatakować wierzchołek K2 i może spróbować już następnej zimy tam wrócić.
Marek Chmielarski: Nie jestem takim optymistą, jak Janusz. Może dlatego, że już trzy razy byłem pod K2 zimą. Wydaje mi się, że jednak musimy zbudować jeszcze mocniejszy zespół z jeszcze młodszego, ale doświadczonego pokolenia. Znaleźć dwójkę, czwórkę ludzi, którzy wzmocniliby nasz zespół. Wydaje mi się, że wtedy będziemy mieli szansę.
A jakimi uczuciami darzycie teraz tę górę? K2 wciąż pragniecie, czy póki co nie znosicie - jak to jest?
Marek Chmielarski: Jak najbardziej pragniemy, nawet bardziej niż wcześniej, więc jak Krzysztof wciąż powtarza - jak nie my to kto?
Co ta góra ma takiego w sobie, że niemal każdy himalaista chciałby na nią wejść, a już zwłaszcza zimą, panie Marku?
Marek Chmielarski: K2 jest jak piękna kobieta - ktokolwiek tam był, nawet na trekkingu, i zobaczył K2, jak ona góruje nad całym tym lodowcem Baltoro i wystaje ponad inne szczyty - to po prostu - każdy, kto się wspina, ma takie marzenie, żeby na nią wejść. Myślę, że wszyscy wspinający się którzy tam podeszli, zwłaszcza w górach wysokich, mają takie marzenie.
Panie Krzysztofie, co ta góra ma takiego w sobie?
Krzysztof Wielicki: Nie wiem, czy ta góra ma wiele w sobie, ale wygląda tak, jak dzieci malują gór - jak stożek. Rzeczywiście, ta góra wygląda odmiennie niż na przykład Everest czy inne góry. Może nie wszystkie, ale ona z pewnością wyróżnia się swoja urodą. Chociaż z drugiej strony, świętej pamięci Falke powiedział, że góry to tylko kamienie i lód. Jednak wydaje mi się, że tu należałoby dokończyć jego słowa - czyli, że góry mają duszę i człowiek ożywia materię. Wydaje mi się, że to my swoją wyobraźnią budujemy piękno tej góry oraz niedostępność. Tu dochodzi jeszcze element historyczny - mianowicie ta góra jest jedynym ośmiotysięcznikiem niezdobytym zimą.
Panie Krzysztofie, w czasie wyprawy dotarła do was wiadomość o kłopotach Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza. Co wtedy czuliście i jak wyglądała wasza reakcja?
Krzysztof Wielicki: Wiedzieliśmy, że jesteśmy jedyni w Karakorum - nie licząc właśnie Tomka i Elisabeth. W związku z tym baczniej obserwowaliśmy co się będzie działo. Kiedy przez chyba trzy dni nie było w ogóle informacji, to już się baliśmy, że coś się dzieje. Mieliśmy jeszcze nadzieję, że będziemy ratować Tomka, bo właśnie akcja była po Tomka Mackiewicza i po Elisabeth Revol. Oczywiście wszyscy koledzy zgłosili się na uczestnictwo w akcji, z czego byłem dumny, bo nie trzeba było wybierać, tylko wszyscy chcieli lecieć. Jest to taki akt solidarności, partnerstwa górskiego i to mi się bardzo podobało. Oczywiście wyznaczyłem tylko czwórkę chętnych - ale taką, która była bardziej zaaklimatyzowana plus ratownika - aby polecieli ci ludzie, którzy najbardziej mogli być przydatni do ewentualnej akcji. Zrobiliśmy wszystko, żeby polecieć i próbować ratować obojga, ale udało się tylko uratować Revol. To i tak dobrze - jednak to tragiczna sytuacja, ponieważ straciliśmy kolegę.
Panie Krzysztofie, ta akcja ratunkowa to było czyste szaleństwo - to był wręcz sprint w górę. Z czym Denis Urubko, Bielecki, Jarek i Piotr musieli się tam zmierzyć?
Krzysztof Wielicki: Ja jestem innego zdania, ale nie było w tym żadnego heroizmu, tylko normalnie - ludzie się wspinają, pomagają sobie. Jak tak dalej będziemy mówić, to się okaże, że pomoc partnerowi jest heroizmem. To jest naczelna zasada ludzi wspinających się, żeby pomagać sobie. Wyjście w górę - no były duże ułatwienia, bo były liny. Fakt, zrobili to szybko, bo byli dobrze zaaklimatyzowani. Ja uważam, że zrobili dobrze swoją robotę i kropka.
A kto jaki jest, proszę powiedzieć panie Marku?
Marek Chmielarski: Kto jest jaki?
Tak, kto jest jaki?
Marek Chmielarski: No takim przykładem milczenia to jest Marcin Kaczkan, który się niewiele odzywał...
Przez 80 dni powiedział 18 słów.
Marek Chmielarski:Jakoś tak pewnie.
W tym połowa dzień dobry i do widzenia.
Tak jest. Przychodzi rano, mówi dzień dobry, wieczorem zabiera rzeczy i mówi do widzenia.
Okej. Teraz będzie trudne. Pan Krzysztof Wielicki jaki jest?
Marek Chmielarski: Jest gadułą - trochę jak ja. Myślę, że dlatego się chyba dobrze rozumieliśmy na tej wyprawie, bo dużo ze sobą rozmawialiśmy i graliśmy w karty. Do tego jeszcze Rafał Fronia, bardzo wysoka osoba, więc patrzył na nas z góry. Najczęściej sadzaliśmy go na niższym stołeczku, żeby siedząc jakoś nam tam dorównał wzrostem.
Takie chodzące K2, tak?
Marek Chmielarski: Tak jest. Gaduła ogromna, chociaż on tutaj też jakoś tak uciekał. Pisał wtedy te swoje dzienniki, gdzieś tam się zaszywał w namiocie. Ponadto bardzo szybko szedł spać, chyba o 19. Potem siedział tam ze dwie czy trzy godziny, stukał w telefon. Jak pamiętam, myśmy tak do 12 w te kary grali.
Pnie Krzysztofie, a jaki jest Marek Chmielarski?
Krzysztof Wielicki: Świetny facet. Bawi towarzystwo, więc byłoby smutno bez Marka.
Chodzące okno pogodowe.
Krzysztof Wielicki: Tak, Chodzące okno pogodowe.
Adam Bielecki?
Krzysztof Wielicki: Adam Bielecki - bardzo zajęty swoimi sprawami, niestety, też późno przychodził do mesy. Nie wiem czy on ze względu na młody wiek ma jeszcze dłuższe wymagania co do ilości snu, ale przychodził późno...
Trenował w nocy?
Krzysztof Wielicki: A może trenował w nocy. Piotrek Tomala właśnie siedział w kuchni większość czasu z naszymi pomocnikami kucharzy. Nie wyróżniał się, więc wyglądał tak samo po miesiącu przebywania w kuchni. Leżeli pod tą samą kołderką w kuchni, a ja idę, nie wiedziałem czy jest ich czterech czy pięciu. Po liczbie wiedziałem, że tam musi być między nimi Piotrek. On bardzo zaprzyjaźnił się z naszym staffem z kuchni.
Denis Urubko?
Krzysztof Wielicki: Denis Urubko, zaraz, a kto to jest? Aa Denis Urubko, to już wiem.
Panowie, jak wygląda ta męska relacja, tam na górze? Iskrzy, jest wesoło czy wszystko razem, panie Krzysztofie?
Krzysztof Wielecki: To różnie wygląda, wie pan... Ja jestem z tego pokolenia, gdzie troszeczkę inaczej to życie w bazie wyglądało, ale no Wisły kijem nie zawrócimy i ja rozumiem, że wszyscy mają jakieś tam te portale na "F" i na "T" - nie wiem jak się nazywają, bo ja nie używam takich.
Ja też nie wiem panie Krzysztofie, nie mam pojęcia o czym pan mówi.
Krzysztof Wielicki: Młodsi koledzy to coś tam tymi palcami zasuwają. Nie rozmawia się między sobą, a więcej się rozmawia z kimś tam daleko czy pisze się gdzieś tam daleko. Właśnie tego mi zabrakło trochę - że można powiedzieć, że w milczeniu można było dwie czy trzy godziny przesiedzieć. Nazwijmy to, że każdy gdzieś tam miał swojego partnera do rozmów. Ja na przykład nie pamiętam, żebyśmy tu kiedyś na tej wyprawie śpiewali, chociaż czasem tylko Piotrek zanucił. Normalnie na wyprawach to przeważnie dużo się śpiewa, opowiada. Tu trochę mi tego zabrakło. Tak jak mówię - tego się nie da zmienić, bo jesteśmy wszyscy więźniami tych różnych przyrządów.
Panie Marku, dlaczego pan nie śpiewał?
Marek Chmielarski: Nie wiem. Nikt na gitarze nie grał w naszym zespole, więc może to jest problemem. Może należy znaleźć kogoś kto gra na gitarze, kto ją zabierze i wtedy pośpiewamy trochę w tej bazie.
Słuchajcie nas
także w święta - 24 godziny na dobę!