Aktorka przyznaje, że jest oburzona tym, co zobaczyła i nie ma zamiaru godzić się na przedstawianie tematu aborcji w taki sposób:
"To jedna z najobrzydliwszych okładek jakie widziałam. Do teraz myślałam, że to tylko jakaś prowokacja a hasło z ich koszulek to głupi żart. Później pomyślałam, że temat aborcji jest tak poważny i tak trudny, że nikomu o zdrowych zmysłach nie przyszłoby do głowy z tego żartować. Okładka okazała się prawdą a sympatyczne panie uśmiechające się do nas w kiosku ruchu to aborcyjny dream team. Dawno nie czytałam takich bzdur. Dawno nic mnie tak nie oburzyło. Dawno nic nie sprawiło mi takiej przykrości. Tak! Jest mi ku***sko przykro.
Brałam udział w czarnych protestach. Walczyłam i głośno krzyczałam jak ważne dla mnie są prawa kobiet i prawo wyboru.
Walczyłam o to żeby aborcja była całkowicie legalna dla kobiet które zostały zgwałcone, mają uszkodzony płód, płód/dziecko ma genetyczną wadę, ciąża zagraża życiu kobiety albo jeśli w ciąże zachodzi dziewczynka, która do tej pory myślała, że to bocian przynosi dzieci albo, że dzieci rosną w kapuście bo edukacja seksualna w szkołach praktycznie nie istnieje a w większości domów sex to nadal temat tabu. Chciałam żebyśmy nadal miały prawo do badań prenatalnych i żeby w momencie podejmowania tej (jak myślę) najokropniejszej decyzji jaką jest aborcja nie stał nad nami prokurator ani żaden inny frajer tylko żebyśmy miały prawo do kontaktu z psychologiem. Nie znam ANI JEDNEJ KOBIETY, która po przeprowadzonej aborcji krzyczałaby że "Aborcja jest Ok" i że z d**y lecą jej konfetti i różowy puder.
Nigdy nie chciałabym być identyfikowana z kobietami, które jak ja szły w marszach kobiet, a które krzyczą przez megafon, że "aborcja jest Ok", że ma kolor różowy i świeci się brokatem. I generalnie to w d**ie mam wasz aborcyjny drim tim" - przyznaje Olga Frycz.
A co Wy o tym myślicie?